sobota, 25 maja 2013

Rozdział 5

    Następnego dnia obudziłam się o siódmej. Leniwie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się.
Otworzyłam szafę i wpatrywałam się w moje ubrania. Kompletnie nie wiedziałam co włożyć. Po paru minutach zdecydowałam się na białą koszulkę, białe jeansy, różowy sweter i okulary tego samego koloru co koszulka i jeansy (zestaw). Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i umyłam zęby. Wychodząc z pokoju wzięłam moją białą torbę z książkami.
    Zbiegłam po schodach na dół. Z uśmiechem usiadłam przy stole i przypatrywałam się cioci, która przygotowywała śniadanie. Po chwili przed moim nosem zostały położone kanapki z pomidorem. Podziękowałam i zabrałam się do jedzenia. Po zjedzonym śniadaniu spojrzałam na zegarek. Była siódma czterdzieści. Założyłam moje różowe buty i wyszłam z domu.
    Do szkoły doszłam w dziesięć minut. Usiadałam na ławce na dziedzińcu i obserwowałam innych uczniów. Rozejrzałam się dookoła. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że siedzę na "ławce Kastiela''. Ale miałam to głęboko w poważaniu. Tak jak się spodziewałam, podszedł do mnie Kas.
    - Wiesz, że siedzisz na mojej ławce? - wycedził przez zęby. Z jego oczu można było wywnioskować, że był bardzo, ale to bardzo wkurzony.
    - Po pierwsze to jest własność szkoły, a po drugie nie obchodzi mnie to - odwróciłam głowę i znów zaczęłam patrzeć na uczniów. Kastiel zrezygnowany usiadł obok mnie. Popatrzyłam na niego zaskoczona.
    - Stało się coś? - zapytałam, ponieważ Kastiel nigdy się tak nie zachowywał
    - Nie twoja sprawa Thomas! - krzyknął. Oczy wszystkich, którzy przebywali na dziedzińcu zwróciły się na nas.
    - Ok. Nie złość się. Po prostu widzę, że jesteś w złym humorze. Nigdy się tak nie zachowywałeś - oznajmiłam
    - Pokłóciłem się z rodzicami i Hilary - powiedział cicho. To, że pokłócił się z rodzicami nie było zaskoczeniem, ale z Hilary... Zawsze mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Wiedziałam, że jest tym bardzo przygnębiony.
    - A co się właściwie stało? - położyłam mu rękę na ramieniu
    - Mówiłem już, że to nie twoja sprawa! - zrzucił moją rękę i poszedł w stronę szkoły. Wzruszyłam ramionami i również poszłam do szkoły.
    Drugą lekcją była historia. Siedziałam w ławce z Rozalią. Z niewiadomych przyczyn Violetty nie było w szkole. Ale jak już mówiłam, siedziałam sobie na lekcji historii i jak zwykle się nudziłam. Rozalia natomiast bardzo uważnie słuchała. Zawsze lubiła ten przedmiot.
    Na długiej przerwie razem z Rozą poszłyśmy na stołówkę. Po wzięciu posiłku usiadłyśmy przy stoliku i zaczęłyśmy jeść. Po chwili podszedł do nas Nathan.
    - Czego? - zapytała go Rozalia
    - Nie przyszedłem do ciebie - syknął chłopak
    - Chcesz czegoś ode mnie? - zwróciłam się do Nathana
    - W sumie to tak
    - Więc?
    - Chciałem zapytać czy nie poszłabyś gdzieś ze mną jutro? - uśmiechnął się
    - No nie wiem... Postanowiłam trochę bardziej uważać na chłopaków - odparłam
    - Tak... Słyszałem o Chrisie, ale jeśli się zgodzisz obiecuję, że nigdy nie zrobię ci czegoś takiego - obiecał. W ostateczności postanowiłam się zgodzić. Mam nadzieję, że z Nathanem nie będzie takich kłopotów jak z Christianem.
    - No... Dobrze - zgodziłam się
    - Super! - uśmiechnął się, a już po chwili pobiegł do swoich znajomych i przybił im piątki. Zaśmiałam się.
    Szłam sobie spokojnie chodnikiem. Było już po lekcjach. Po chwili z daleka zauważyłam mój dom. Z entuzjazmem przyśpieszyłam kroku. Nareszcie piątek! Rozpromieniona i uśmiechnięta weszłam do domu. Ciocia siedział przed telewizorem i oglądała nudny serial. Wiem, że nudny, bo już kiedyś go oglądałam razem z Aghatą. No cóż... Każdy ma inny gust. Przywitałam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Przebrałam się w trochę bardziej wygodniejsze ciuchy, którymi były czarne rurki i biała koszulka na ramiączkach. Postanowiłam odrobić lekcję, żeby mieć już spokój.
    Po odrobieniu lekcji, a odrabiałam je godzinę. Głupia matematyka. No tak, po odrobieniu lekcji usiadłam przy laptopie. Surfowałam po internecie, ale później zrezygnowałam, ponieważ nie było w nim nic ciekawego i zaczęłam grać w jakieś durne gry. Minęły mi tak dwie godziny.
    Wieczorem postanowiłam wyjść na spacer. Ubrałam płaszcz, trampki i wyszłam z domu. Powoli spacerowałam chodnikiem. Przechodziłam właśnie obok domu Lysandra. Akurat w tej chwili podeszła do mnie Nina. Nina chodzi jeszcze do gimnazjum, a dokładniej do trzeciej gimnazjum. Ubiera się w stylu Gothic Lolita. Ma różowe pasemka i srebrzyste oczy. Dla niektórych może wydawać się bardzo słodka i miła, ale jak ją się pozna to naprawdę można się przestraszyć, że w takiej małej osobie mieści się aż tyle zazdrości i może trochę zła. Nina bardzo często jest zazdrosna o Lysandra. Zakochała się dziewczyna.
    - Co ty tu robisz? - zapytała oschle
    - Cześć! Przechodziłam tędy i po prostu... - nie dokończyłam
    - Przyszłaś do Lysandra? - spytała
    - Nie... - powiedziałam. Akurat w tej chwili z domu wyszedł Lys. Przytulił mnie na powitanie. Później przywitał się z Niną. Wydawało mi się, że jest trochę zazdrosna.
    - Cześć! Co wy tu robicie? - uśmiechnął się
    - Przechodziłyśmy tędy - odparła Nina  
    - Może wejdziecie do środka? - zaproponował
    - Przepraszam, ale może innym razem - odmówiłam
    - Ja też nie mogę -  oznajmiła Nina. Trochę się zdziwiłam. Nie spodziewałam się, że odmówi Lysiowi.
    - No cóż... Może innym razem. Do zobaczenia! - uśmiechnął się i wszedł do domu. Pożegnałam się z blondynką i dalej ruszyłam na spacer.
    Przechodziłam akurat obok domy Kastiela kiedy usłyszałam szczekanie. Szczekanie Demona. Demon  jest psem Kasa. Jego rasa to Owczarek Francuski. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Okazało się, że pies biegnie prosto na mnie. Zdążyłam jeszcze zobaczyć Hilary. Myślałam, że zaraz udusi się ze śmiechu. Mnie jednak nie było do śmiechu. Już po chwili Demon wskoczył na mnie i zaczął lizać po twarzy. Czasami wydaje mi się, że wszyscy z rodziny Kastiela mnie lubią. Oczywiście oprócz niego.
   - Demon! No już! Przestań! - krzyczałam w przerwach od śmiechu. Na szczęście pies zeszedł, a ja mogłam się podnieść.
   - Cześć Amelia! - przywitała się siostra Kasa
   - Cześć Hilary! - również się przywitałam - Gdzie Kastiel i dlaczego wychodzisz z jego psem? Jeśli o tym nie wie to cię zabije - powiedziałam
   - Nie martw się. Nie wie o tym, ale wyszedł na koncert z jakąś dziewczyną. Wróci pewnie za jakieś dwie godziny. Mam czas. - uśmiechnęła się
   - Ach tak! Dziś jest koncert Globus! Miałam się na niego wybrać, ale zapomniałam... - trochę się zaskoczyłam tym, że Kas poszedł na ich koncert. Nie spodziewałam się, że lubi symfoniczny rock. Razem postanowiłyśmy, że wybierzemy się z Demonem do parku. Demon bawił się, a ja i Hilary rozmawiałyśmy. Czasami wydaje mi się, że ona ma więcej lat niż naprawdę ma. Rozmawiałyśmy aż dwie godziny. W końcu zorientowałyśmy się, że Kastiel może być już w domu. Chciałabym widzieć jego minę, gdyby zauważył, że Demona nie ma w domu. Zawołałyśmy Demona i wyszłyśmy z parku. Kiedy odprowadziłam Hilary okazało się, że Kasa nie ma w domu. Ruszyłam w stronę swojego domu. Była dwudziesta pierwsza...

__________________________________________________________________________________

Cześć! To znowu ja! Przepraszam, że tak długo nie dodawałam żadnego rozdziału, ale jak już mówiłam muszę się teraz dużo uczyć i musicie być przygotowani na to, że następny rozdział również nie będzie szybko dodany. Pozdrawiam!
                                                                                                                          Julka

    

środa, 15 maja 2013

Rozdział 4

    Wstałam o siódmej. Powolnym krokiem podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne jeansy, duży, biały sweter z czaszką, kolczyki w kształcie krzyża oraz czarny naszyjnik z koniem (zestaw). Weszłam do łazienki. Wzięłam poranny prysznic, ubrałam się i umyłam zęby. Wychodząc z pokoju zgarnęłam moją torbę z książkami, przygotowanymi poprzedniego dnia.
    Po zjedzonym śniadaniu, którym były dwie kanapki, wyszłam z domu. Przed domem stał czarny samochód. Należał on do Nata. Zastanawiałam się czemu przyjechał. Po chwili chłopak wysiadł z auta.
    - Cześć Amelia! - zawołał wesoło
    - Hej Nat! - odpowiedziałam - Stało się coś? - zapytałam
    - Nie. Przejeżdżałem tędy i pomyślałem, że mogę cię podwieźć. Oczywiście jeśli zechcesz - zarumienił się.
    - W sumie, czemu nie! - zgodziłam się, a chłopak uśmiechnął się. Otworzył mi drzwi bym mogła usiąść, a potem zamknął je. Okrążył samochód i usiadł na miejscu kierowcy. Auto ruszyło.
    Całą drogę przegadaliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet fajnie rozmawiało się z Natanielem. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Nataniel stanął na parkingu szkoły. Wysiedliśmy  z samochodu i razem ruszyliśmy w stronę liceum, tym razem w ciszy. Weszliśmy do budynku szkoły.
    - No to... Do pierwszej lekcji - pożegnałam się z nim
    - Tak. Na razie - powiedział, odchodząc
    Udałam się po klasę matematyki, gdzie mieliśmy mieć teraz lekcje. Usiadłam pod ścianą i grałam na telefonie. Nagle podszedł do mnie Lysander.
    - Cześć. Jak tam po imprezie - zapytał, siadając koło mnie
    - W sumie to dobrze. Tylko dręczy mnie jedna sprawa... Lysander... Wiesz czy pomiędzy mną, a Chrisem doszło do czegoś więcej?... Pytałam już Kastiela. Powiedział, że nie, ale nie za bardzo jestem pewna - spojrzałam na niego. Z jego twarzy natychmiastowo znikł uśmiech
    - Wiesz... Chris... - zaczął  niepewnie - On... Dobierał się do ciebie...
    - Co?! - krzyknęłam
    - Nic nie pamiętasz? - zapytał. Pokręciłam przecząco głową
    - Zaraz po tym Kas wyrzucił go, a impreza się skończyła. Siedziałaś na kanapie i płakałaś. Próbowaliśmy cię uspokoić, ale nie udało się. Krótko po tym zasnęłaś - oznajmił smutno
    - Wybacz Lys, ale muszę spotkać się z Kastielem. Szybko...
    - Oczywiście. Do zobaczenia - uśmiechnął się. Spojrzałam na zegarek. Było jeszcze dziesięć minut do dzwonka. Zdążę. Pomyślałam. Ruszyłam w stronę dziedzińca. Rozejrzałam się po nim. Po chwili zobaczyłam czerwonowłosego stojącego z swoimi kumplami. Natychmiast ruszyłam w ich stronę.
    - Kastiel musimy pogadać - skrzyżowałam ręce
    - Nie teraz - powiedział nawet na mnie nie patrząc
    - Choć - chwyciłam jego ramię i pociągnęłam za sobą. Jego koledzy zaśmiali się
    - Czego chcesz? - zapytał wkurzony
    - Lysander mi powiedział - rzekłam 
    - Co ci powiedział? - chyba się wystraszył. Ale on?... Nie... Przewidziało mi się.
    - To, co wydarzyło się podczas imprezy. Dlaczego mi nie powiedziałeś co Chris chciał zrobić? - zapytałam
    - Wiem, że byłaś pijana. Nic nie pamiętasz. Nie chciałem cię martwić - odwrócił wzrok
    - Martwić?! Przecież on chciał mnie zgwałcić! - powiedziałam głośno, ale tak żeby tylko Kas usłyszał
    - I tak pewnie byś mi nie uwierzyła. Ale teraz już wiesz, więc daj mi spokój - odszedł
    Weszłam z powrotem do szkoły.

                                                   *Z punktu widzenia Kastiela*

    Podszedłem z powrotem do chłopaków.
    - Co chciała Amelia? - zapytał Michael
    - Nic ważnego - odwróciłem wzrok
    - No przestań! Ona jest najładniejsza w szkole, zaraz po Rozalii. Z resztą niezła z niej laska - zaśmiali się, ale ja nie miałem do śmiechu.
    - Możecie przestać? - wkurzyłem się
    - No, ale popatrz na nią. Zaklepuję! - krzyknął Nathan
    - Jeszcze jedno słowo, a wam naprawdę przywalę - zacisnąłem pięści
    - Kastuś. Ale ty się chyba nie zakochałeś? Nie? - zapytał Nathan
    - Nie nazywaj mnie tak! Co ty? W niej? Ona jest strasznie denerwująca -  powiedziałem stanowczo
    - Dziwne. Nie widziałem go nigdy zakochanego. Chyba, że chodzi o tą Debrę - szepnął Michael do Nathana
    - Dlatego teraz nie dowiemy się, czy jest zakochany - odpowiedział Nathan
    - Idioci - ruszyłem w stronę szkoły...

                                                *Z punktu widzenia Amelii*

    Lekcje zaczną się za dwie minuty. Siedziałam sobie pod klasą z Lysandrem, Rozalią i Violettą. Rozmawialiśmy sobie i pewnie rozmawialibyśmy tak dalej, ale dzwonek przerwał te pogaduchy. Okazało się, że mamy zastępstwo.
    Resztę lekcji minęła spokojnie. Wyszłam z klasy, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła
    - Amelia! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się za mną stał... Chris... Pewnie myślał, że niczego nie pamiętam, z resztą tak było, ale dowiedziałam się o wszystkim. Chris chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się.
    - Co ci jest? - zapytał, chcąc mnie przytulić
    - Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam 
    - Co ci się, do cholery, stało? - zapytał
    - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - chciałam odejść, ale zatrzymał mnie
    - Ale co ja takiego zrobiłem? 
    - Nie pamiętasz już? Wiesz? Wszystko już wiem. Wiem co stało się podczas imprezy i wiem, że nienawidzę cię za to! A teraz odwal się. - ponownie chciałam przejść obok - Puść mnie - powiedziałam stanowczo 
    - Nie dopóki nie dasz mi tego wyjaśnić
    - Odwal się od niej! - usłyszałam głos... Głos Armina! Uratowana!
    - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! - darł się Christian
    - Puść mnie! - zaczęłam się szarpać, ale uścisk stawał się coraz mocniejszy. Prawie nie mogłam oddychać.
    - Kiedy kobieta prosi należy wykonać polecenie, a teraz puść ją, bo zrobi się nieprzyjemnie - powiedział. Nigdy go takiego nie znałam. 
    - To nie koniec! Będę walczył - dodał odchodząc Chris. Nic nie powiedziałam tylko rzuciłam się Arminowi na szyję. Chłopak na początku był lekko zszokowany, ale zaraz po tym też mnie przytulił.
    - Dziękuję... To moja wina. Nie powinnam tyle pić... - szepnęłam. Armin oderwał mnie od siebie i uśmiechnął się.
    - Dlaczego zawsze ty musisz sprowadzać na siebie takie kłopoty? - na jego twarzy zagościł wielki uśmiech
    - Tak już mam - również się uśmiechnęłam. Każde z nas rozeszło się w swoją stronę...


__________________________________________________________________________________

Cześć! Rozdział mi nie wyszedł, ale grunt, że jest. Jest trochę nudny, nie mówiąc o tym, że jest krótki. Nie dzieję się w nim nic ciekawego, ale mam nadzieję, że się spodoba. Chciałam wam też podziękować za to, że czytacie moje opowiadanie. Wyświetleń strony jest coraz więcej z każdą sekundą, za co wam bardzo serdecznie dziękuję. Dzięki xD Miłego czytania :)
             
                                                                                                                     Julka



 
   
  

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 3

    - No tak, ale gdybym powiedziała, to pewne, że byś nie chciała pójść - uśmiechnęła się
    - Och! Masz rację! - powiedziałam ze złym wyrazem twarzy
    - Dziewczyny przestańcie już - powiedział Leo wychodząc z samochodu by otworzyć nam drzwi. Najpierw otworzył Rozalii, która siedziała na przednim siedzeniu. Potem dopiero nam. Weszliśmy po schodach i zadzwoniliśmy do drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu stał Kas. Uśmiechnął się. Gestem ręki zaprosił nas do środka. Weszliśmy. W środku dom Kastiela był naprawdę ładny. Ściany były koloru malinowego. Na środku salonu stała czarna kanapa ze skóry która w tej chwili była przesunięta, by zrobić miejsce na parkiet. Na środku pokoju tańczyła już spora grupka ludzi. Kanapa stała na również czarnym, puszystym dywanie. Naprzeciwko stał telewizor plazmowy. W rogu znajdował się cały sprzęt oraz głośniki. Za nimi stał DJ.
    - Wow! Thomas! Świetnie wyglądasz! - krzyknął Christian. Jest w zespole razem z Kastielem i Lysandrem. Jest szatynem o niebieskich oczach. Całkiem przystojnym szatynem, ale strasznie wrednym.
    - Odczep się Chris - powiedziałam
    - Ale ja to mówię na poważnie
    - Ty i coś na poważnie? Naprawdę? - zapytałam. On i jego kumple zaśmiali się.
    - No nie bądź taka. Zatańcz ze mną - prosił. Spojrzał na mnie w taki sposób, że nie mogłam mu odmówić.
    - No dobrze... - zgodziłam się - Ale tyko jeden taniec - zarządziłam
    - Jak tylko zażyczysz - uśmiechnął się. Złapałam go za rękę.
    - Co powiesz na piwo?
    - Czemu nie.
    Poszliśmy w stronę kuchni. Wchodząc do niej zobaczyliśmy Kastiela.
    - A wy co? - zapytał patrząc na nasze złączone dłonie. Od razu puściłam rękę Chrisa. Moje policzki momentalnie zrobiły się czerwone .
    - Przyszliśmy po piwo - poinformował go
    - W lodówce - oznajmił Kas
    - Dzięki - podziękował. Otworzył lodówkę i wyciągnął dwa piwa, po czym podał mi jedno. Od razu je otworzyłam. Kastiel cały czas nas obserwował. Ciekawe o co mu chodziło? Patrzył na Chrisa jakby chciał go zabić. Po chwili wyszliśmy z kuchni i skierowaliśmy się na kanapę. Christian opowiedział mi coś o sobie, a ja jemu. Dowiedziałam się, że poza muzyką (gra na gitarze) interesuje się też malowaniem. No ładnie... Nie pomyślałabym, że on lubi rysować. Ja powiedziałam mu o sobie prawie wszystko. Nie mówiłam wam tego, ale jestem uczulona na dym tytoniowy. Okazało się, że Christian nie jest aż taki wredny i zły jak to sobie zawsze wyobrażałam.
    Rozmawialiśmy tam prawie godzinę. Trochę się upiłam. Może inni nie byliby pijani po piwie, ale ja tak. Już tak miałam. Po ośmiu piwach byłam już  naprawdę pijana. Razem z Chrisem postanowiliśmy iść potańczyć. Wstałam i pociągnęłam go za rękę. W drodze na "parkiet" spotkałam Armina.
    - Armin, kotku, pozdrów mamę - położyłam dłonie na jego ramionach, ale po chwili je szybko  zabrałam    
    - Coś ty jej zrobił? - zapytał czarnowłosy Chrisa. Armin jest moim najlepszym przyjacielem jeśli chodzi o płeć przeciwną. Może nie spędzam z nim tyle czasu co z dziewczynami, ale przyjaźnimy się.
    - Fajne masz włosy - dotykałam po głowie przyjaciela i bawiłam się jego włosami
    - Upiła się, ale to nic - uśmiechnął się i wszedł ze mną na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć. Pod wpływem piwa stałam się bardziej odważna w stosunku do Chrisa. Odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam tańczyć, ocierając swoje ciało o jego. Trwało to krótko, bo odwróciłam się i od razu... Pocałowałam go! Na początku był zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Przycisnął mnie do ściany. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Przez ten czas miałam zamknięte oczy, ale gdy je otworzyłam zobaczyłam, że Kastiel znowu patrzy się na nas i wygląda jakby chciał zabić albo mnie, albo Chrisa. Potem urwał mi się film...
   Obudziłam się na czarnej kanapie przykryta kocem. Koło mnie leżał Lysander. Uśmiechnęłam się. Usłyszałam odgłosy dochodzące z kuchni. Ruszyłam w stronę pomieszczenia i stanęłam w progu. Kas stał i patrzył się w okno. Jest nawet przystojny. I do tego bez koszulki! Pomyślałam, ale od razu wybiłam sobie tę myśl z głowy. Amelia, ogarnij się! Podeszłam do niego.
    - Cześć - przywitałam się
    - Hej - odpowiedział nie podnosząc na mnie wzroku
    - Ktoś jeszcze został oprócz mnie i Lysia? - zapytałam
    - Rozalia, Leo, Violetta, Armin i Alexy. A co? 
    - Nic. Pytam z ciekawości, ale chciałam się też dowiedzieć czy Leo i Roza mnie nie zostawili - oznajmiłam
    - Ta... I czy Chris cię nie zostawił? - zapytał cicho, ale na tyle głośno, że usłyszałam
    - Nie. O co ci chodzi? 
    - Nie pamiętasz już co wczoraj z nim robiłaś? - spojrzał na mnie
    - Pamiętam tylko, że się całowaliśmy... - nie dokończyłam
    - Dobre i to - przerwał mi
    - Doszło do czegoś więcej?! - krzyknęłam
    - Po pierwsze nie drzyj się tak, bo wszystkich obudzisz. Po drugie nie - odetchnęłam
    Pomogłam Kastielowi trochę ogarnąć dom. Potem pobudziliśmy resztę. Wszyscy postanowiliśmy, że nie pójdziemy dzisiaj do szkoły. Po posprzątaniu całego domu każdy z nas rozszedł się w swoją stronę. Wyszłam z domu Kasa. W połowie drogi nie mogłam już wytrzymać na tych szpilkach. Ściągnęłam je i szłam dalej. Po kilku minutach dotarłam do mojego domu. Otworzyłam drzwi i weszłam.
    - Wróciłam! - krzyknęłam na cały dom
    - Gdzieś ty była całą noc?! - w przedpokoju przywitała mnie ciocia Aghata
    - Ciociu, przecież mówiłam, że na imprezie - uśmiechnęłam się
    - Myślałam, że wrócisz około pierwszej, a ciebie całą noc nie mam. Bałam się - wytłumaczyła się
    - Rozumiem, ale mam siedemnaście lat. Możesz być trochę spokojniejsza - uśmiechnęłam się. Ciocia też. Poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę. Planowałam przespać cały dzień...
    Obudziłam mnie mój telefon. Przyszedł sms od Rozalii : Wstałaś już? Odpisałam : Tak.  Była szesnasta. Wstałam z mojego łoża. Wyciągnęłam z szafy dresy. Przebrała się i zabrałam się za pakowanie książek i odrabianie lekcji na jutro.
    Skończyłam w pół godziny. Zeszłam na dół coś zjeść. Na lodówce była kartka od sióstr i cioci.

                                      Razem z dziewczynkami jesteśmy na zakupach.           
                                Wrócimy około osiemnastej. W lodówce masz 
                                obiad :*
                                                                                          Aghata
                            PS. Drzwi są zakluczone

    No to zostałam sama. Wyciągnęłam z lodówki obiad w postaci spaghetti. Odgrzałam go sobie i zaczęłam jeść. Po obiedzie pozmywałam. Poszłam na górę i usiadłam przed laptopem. Weszłam na Skype'a. Jednak nikt szczególny nie był zalogowany. Zaczęłam surfować po internecie. Przejrzałam wiele stron. Na żadnej jednak nie było niczego ciekawego. Zamknęłam laptopa i zeszłam na dół. Nie miałam nic do rooty, więc włączyłam jakiś nudny film. O osiemnastej trzydzieści przyszła moja rodzinka. Ciocia rozpakowywała zakupy i zajmowała się swoimi sprawami, Laurka bawiła się na dywanie obok mnie, a Connie siedziała w swoim pokoju. Zeszło nam tak aż do dwudziestej. Poczłapałam do swojego pokoju. Posiedziałam jeszcze trochę przed laptopem, a później poszłam spać.

__________________________________________________________________________________

Cześć! To  znowu ja! Dwa rozdziały w jeden dzień. Poproszę o pokłony. Oczywiście żartuję. Rozdział taki sobie mi wyszedł, ale mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania ♥
                                                  
                                                                                                             Julka
  
                            
 
     


Rozdział 2

    Obudziłam się o siódmej. Powoli otworzyłam, oczy jednak musiałam je zamknąć, ponieważ jasne promienie słoneczne raziły w oczy. Szlag! Dlaczego musi być tu ten balkon? Przez niego do mojego pokoju wpada jeszcze więcej promyków słońca. Przewróciłam się na drugi bok. Mogłam już otworzyć oczy. Ledwo zwlekłam się z łóżka. Poczłapałam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej getry w panterkę, jasnokremowy sweter, tego samego koloru balerinki i również jasnokremową bandamkę (dla ułatwienia zestaw). Poszłam do łazienki.
    Po wykonaniu wszystkich łazienkowych rytuałów zeszłam na dół. W kuchni stała ciocia Aghata i przygotowywała omlety. Usiadłam przy stole i zabrałam się do jedzenia.
    O siódmej czterdzieści wyszłam z domu. Dziś Kastiel nie był tak życzliwy i nie podwiózł mnie, tylko przejechał szybko obok. Musiałam więc drogę do szkoły przebyć sama.
    Do liceum dotarłam dziesięć minut przed dzwonkiem. Budynek był koloru niebieskiego. Niby zwykła szkoła. Jednak wewnętrzne ściany były koloru różowego. Szafki również takie były. Z resztą sama nazwa wskazywała na to, że to liceum jest strasznie słodkie, bo jak już mówiłam, chodzę do liceum ,,Słodki Amoris". Już od samego progu podbiegła do mnie Rozia i przytulia mnie, a tuż za nią spokojnie podeszła Violetta. Ona również się ze mną przywitała.
    - Violka? Idziesz z nami jutro na imprezę? - zapytałam
    - Wiesz, że nie lubię tych klimatów... - powiedziała cicho  
    - Czyli nie idziesz? - upewniła się Rozalia
    - Oczywiście, że idzie! - oznajmiłam
    - Co? - zapytała Roza
    - Co!? - powtórzyła głośniej Violettka
    - No idziesz. Skoro Rozalia mnie namówiła, to ja namówię ciebie, a raczej zmuszę - uśmiechnęłam się
    - Ale proszę... Ja nie chcę
    - Ale musisz! - rozkazałam. Violetta w końcu się poddała.
    Lekcje strasznie się dłużyły. Siedziałam z Violettą w ławce na ostatniej lekcji. Przyjaciółka coś  malowała, nauczycielka od biologi mówiła coś o rozwoju zarodkowym, a ja nudziłam się i patrzyłam w okno. Nagle zadzwonił dzwonek, informując o końcu lekcji. Ucieszyłam się jak małe dziecko. Chyba nie tylko ja. Uczniowie wybiegli z klasy jak poparzeni. Pakowałam książki do torby, kiedy zobaczyłam, że Violetta dalej rysuje.
    - Violka - szturchnęłam ją lekko
    - Co? - zapytała zdezorientowana 
    - Koniec lekcji. Chyba odizolowałaś się od rzeczywistości - zaśmiałam się
    - No chyba tak... - uśmiechnęła się - Znowu
    Wyszłyśmy z budynku szkoły. Po chwili podbiegła do nas Rozalia. Nie widziałam jej całą lekcję.
    - Hej! Całą lekcję cie nie widziałam - oznajmiłam
    - Siedziałam tuż za wami - powiedziała Roza
    - Właśnie. Nie zauważyłaś jej? - zwróciła się do mnie Violetta
    - Nie. Przez całą lekcję gapiłam się w okno
    - Ha! A mówisz, że to ja odizolowałam się od rzeczywistości - Rozalia i Violetta zaśmiały się
    - No bo tak było! Foch! - odwróciłam się do nich plecami
    - No dobrze. Nie obrażaj się - powiedziały razem. Jaka zgodność. Wybaczyłam im, chociaż w ogóle nie byłam obrażona. Wszystkie postanowiłyśmy, że zostaniemy jeszcze trochę na dziedzińcu. Usiadłyśmy pod drzewem i rozkoszowałyśmy się świeżym powietrzem. Tę chwilę przerwała pewna denerwująca, jasnowłosa dziewczyna. No, tak. Przecież dzień bez Amber, to nie dzień.
    - Znowu przyszłaś nas podenerwować - wstała Rozalia
    - Nie, a w sumie, to tak. Przyszłam ci powiedzieć, że byłam wczoraj w sklepie u Leo... - zaczęła, zwracając się do Rozy
    - No i? - zapytała spokojnie
    - Jest całkiem ładny. Wpadł mi w oko i ja mu chyba też - uśmiechnęła się szyderczo 
    - Dziewczyny trzymajcie mnie, bo zaraz jej przywalę - szybko wstałam. Wiedziałam, że Rozalia nie żartuje. Już chciała się na nią rzucić, ale w porę razem z Violetta złapałyśmy ją.
    - Rozia! Uspokój się! Ona cię tylko prowokuje! Później wyjaśnisz to z Leo - próbowałam ją uspokoić, co przyniosło skutki
    - Masz rację. Nie będę zniżać się do jej poziomu - wyprostowała i odwróciła się, odchodząc
    - Nie masz nic innego do roboty niż startowanie do zajętych chłopaków? Naprawdę jesteś żałosna - zwróciłam się do Amber i razem z Violettą dołączyłyśmy do Rozy. 
    Amber jest siostrą Nataniela. Może i byli podobni z wyglądu, ale różnili się bardzo. Nataniel jest miły, pomocny, przyjacielski, wyrozumiały, kochany... Można by tak wyliczać w nieskończoność. Jest odzwierciedleniem anioła, a Amber jest... Szkoda gadać. Jest dwulicową małpą. Zaczepia innych, a szczególnie młodszych. Zawsze chodzi ze swoją świtą. Mówiąc ,,świtą'' mam na myśli Li i Charlotte.
    Po wyjściu ze szkoły pokierowałyśmy się od razu w stronę sklepu Leo. Przecież Rozalia miała po mnie przyjść dopiero za pół godziny... Pomyślałam.
    - Rozalia? Gdzie my idziemy? Na zakupy miałyśmy iść za pół godziny. - oznajmiłam
    - No tak, ale nie myślałam, że Violetta z nami pójdzie... - nie dokończyła
    - Ja też nie - rzekła Violka
    - ...Tak jak mówiłam. Musimy mieć więcej czasu
    Po krótkim spacerze doszłyśmy do sklepu. Rozalia od razu przywitała się z Leo pocałunkiem. My nie okazałyśmy mu aż takiej czułości.
    - Hej! Co was do mnie sprowadza? - uśmiechnął się chłopak
    - Dzisiejsza impreza! - powiedziała Roza
    - No tak! Zapomniałem
    - Musisz mi pomóc - pociągnęła go za rękę w stronę sukienek. Razem z Violettą stałyśmy w miejscu.
    - No ruszcie się! - posłusznie wykonałyśmy rozkaz
    - Rozalia uspokój się! - powiedzieliśmy we trójkę, a później popatrzyliśmy na siebie
    Godzinne zakupy przemieniły się w dwie godziny. W końcu Rozalia wybrała odpowiednie sukienki. Ta, odpowiednie dla niej. Mi wybrała słodką, niebieską sukienkę z fragmentami czarnego (dla ułatwienia sukienka). Może nawet podobałaby mi się, ale jest za krótka. Do tego wybrała czarne szpilki na bardzo wysokich obcasach (buty). Dla Violetty wybrała fioletowo-czarną sukienkę (sukienka) i szpilki (buty). A dla siebie sukienkę z koronki (sukienka) i buty, również czarne (buty). Stwierdziłyśmy, że jesteśmy już gotowe. Poszłyśmy zapłacić. 
    Siedziałyśmy już w domu. Rozalia czesała włosy Violetty. Byłyśmy już prawie gotowe. Była siedemnasta trzydzieści. Ja i Roza miałyśmy rozpuszczone włosy. Postanowiłyśmy, że i włosy Violki pozostaną rozpuszczone. Teraz makijaż. Z tym nie było problemu. Każda z nas zrobiła go sobie sama. Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół by je otworzyć. Tak jak się spodziewałam to był Leo. Dziewczyna stały tuż za mną. Otworzyłam drzwi.
    - Hej! Świetnie wyglądacie! - Leo popatrzyła na nas 
    - Dziękujemy - podziękowałyśmy razem
    - Jedziemy? - zapytała Roza
    - Tak! Chodźcie! - wyszedł, a my za nim
    Jechaliśmy przez miasto kilka minut. Nagle zatrzymaliśmy się przed domem... domem Kastiela
    - Roza? Nie mówiłaś, że ta impreza będzie u Kastiela...

__________________________________________________________________________________ 

Hej! To już rozdział numer 2. Podniecam się tym XD Heh. Wydaję mi się, że rozdział krótszy niż pierwszy. Chociaż jak teraz patrzę no nie wiem. W każdym razie miłego czytania :)
            
                                                                                                                    Julka
    
   
 
    

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 1



    Wychodząc z domu przypomniałam sobie o mojej czarnej torebce. Trzymałam w niej telefon, długopis i mały notatnik. Weszłam do kuchni i zgarnęłam ją ze stołu przy okazji zabierając jabłko. Wreszcie mogłam wyjść.
    Szłam sobie spokojnie chodnikiem, gdy obok mnie zatrzymał się samochód. Po chwili uchyliła się szyba. Zza okna wyłoniła się czerwona czupryna. Należała ona do Kastiela. Szkolnego buntownika. Nazywałam go czerwoną małpą. 
    - Hej! Thomas! Podwieźć cię?! - zapytał czerwonowłosy
    - No, nie wiem... - zawahałam się. Chociaż Kastiel prawie zawsze przejeżdża koło naszego domu i prawie zawsze widzę jak przejeżdża obok mnie, to nigdy nie zaproponował mi podwózki. 
    - Wsiadasz cy nie? Nie mam całego dnia - niecierpliwił się chłopak 
    - No, ok - zdecydowałam w końcu, okrążyłam auto i usiadłam na siedzeniu obok czerwonowłosego. Po chwili samochód ruszył.
    - Wiesz... Zastanawiam się, dlaczego chciałeś mnie... - nie dokończyłam, bo przerwała mi osoba siedząca z tyłu
    - Cześć Amelia! - usłyszałam znajomy mi głos dziewczynki
    - O cześć Hilary! - powiedziałam. 
    Hilary jest młodszą siostrą Kastiela. Ma prawie jedenaście lat i chodzi do czwartej klasy podstawówki. Naprawdę ją lubię i mam nadzieję, że ona mnie też. Bardzo ucieszyła się, że mnie zobaczyła. Znaczy, tak mi się wydaje. Nie widziałyśmy się prawie całe wakacje. Jest miła i przyjazna. Ma kruczoczarne włosy, które sięgały jej do łokci, bardzo jasną cerę i tak jak jej brat, brązowe oczy. Ubrana była w czarną spódniczkę, tego samego koloru balerinki oraz białą koszulę.
    - To wszystko wyjaśnia... - szepnęłam
    Przez całą drogę byliśmy cicho. Najpierw Kastiel odwiózł Hilary do szkoły na rozpoczęcie roku, a następnie ruszył w stronę liceum. Nie mieliśmy daleko od szkoły Hilary do naszego liceum więc szybko dojechaliśmy na rozpoczęcie roku szkolnego. Kiedy dojechaliśmy wysiadłam z auta.
    - Dzięki za podwózkę - podziękowałam chłopakowi
    - Zawsze do usług - rzekł i uśmiechnął się szarmancko. Tak, że aż to dziwne jak na niego
    - Taa... Ty.... - odpowiedziałam sarkastycznie.
    Ruszyłam w stronę szkoły, a następnie w stronę sali gimnastycznej gdzie miało odbyć się rozpoczęcie roku. Apel zaczął się...
    Po apelu wszyscy rozeszli się do klas. Zrobiłam to samo. Weszłam do sali A i usiadłam obok Violetty, która pojawiła się w klasie zaraz przede mną. Do sali weszła nasza wychowawczyni - Pani
Smith. Jest niską kobietą w średnim wieku o niebieskich oczach i brązowych włosach. W dodatku jest bardzo miła. Jest chyba najmilszą z nauczycieli. Ach! Jest jeszcze pan Farazowski, ale panią Smith naprawdę lubię.
   Po zakończonym monologu nauczycielki wyszłam z klasy. Razem z Rozalią i Violettą udałam się w stronę wyjścia. Gdy opuściłam już teren szkoły, a przyjaciółki poszły w stronę domów, zaczepiła mnie czerwona małpa.
    - Thomas! Jeśli chcesz mogę cię odwieźć - rzekł Kastiel
    - Tak? Kiedy dzwoniła Hilary? - zapytałam podejrzliwie
    - ... Zaraz po apelu... - powiedział 
    - To wiele wyjaśnia
    - Jedziesz czy nie? - spytał już pewniej
    - Ok - zgodziłam się. Nie chciałam robić przykrości Hilary. Zaraz po tym wsiadłam do samochodu. Razem z czerwonowłosym pojechaliśmy najpierw po Hilary. Bardzo ucieszyła się gdy mnie zobaczyła. 
    Po długiej podróży z czerwoną małpą, denerwującą się na wszystko i wszystkich, dotarłam ledwo bezpiecznie do domu. Ledwo, ponieważ Kastiel jechał jak jakiś wariat. Pożegnałam się z nimi.
    Po obiedzie zabrałam się za naszykowanie książek na jutrzejsze lekcje. Zapakowałam matematykę, historię, geografię, francuski, polski, chemię, fizykę i biologię. Ja się pytam co za idiota ułożył nam tak plan lekcji, że mieliśmy te wszystkie trzy przedmioty wymienione na końcu i do tego jeden za drugim?!
    Po południu Connie oczywiście musiała mi dokuczyć. Wzięła sobie moją luźną, białą koszulkę przed pępek z flagą USA i chodziła w niej. Musiałam ją gonić po całym domu. Złapałam ją dopiero na balkonie. Nie miała gdzie uciec.
    - No, nareszcie cię mam... - zrobiłam złą minę - Oddaj koszulkę - rozkazałam
    - A co mi zrobisz? - zapytała z tym swoim złowieszczym uśmieszkiem. Wywiesiła mi język
    - A gówno! - rzekłam, a raczej krzyknęłam - Wiesz przypominasz mi mojego "kolegę" z liceum
    - Też jest słodki i uroczy? - zapytała z swoim wrednym uśmieszkiem
    - Nie. Też jest okrutny i głupi - oznajmiłam
    - Jak możesz?! - darła się
    - O! Popatrz! Mogę! A teraz oddaj koszulkę!
    Connie zrezygnowana postanowiła się poddać. Poszła do swojego pokoju i przebrała się. Potem oddała mi bluzkę.
   Resztę dnia spędziłam na wielu rzeczach. Plątałam się cioci pod nogami, przeszkadzając jej. Jednak nie zwróciła mi jakiejś uwagi. Tak gdzieś około osiemnastej zadzwoniła Rozalia.
    - Nie chcę mi się... - odpowiedziałam, gdy przyjaciółka zaproponowała mi wyjście na imprezę z nią i Leo. A kiedy jest Leo, to musi też być Lysander. Lubię go, ale jeśli on jest to Kastiel też jest. Lysander zawsze zgadza się na wyjście z Leo i Rozalią. Prawie zawsze chodzi z nim na dyskoteki. Chyba, że naprawdę nie chce. Nie chce też zrobić przykrości Leo i Rozalii, ale przy tym zaprasza  czerwonowłosego. Zawsze tak mają. Nikomu jakoś szczególnie nie przeszkadza towarzystwo Kasitiela, ale ja nie miałam zamiaru spędzać z nim całego wieczoru.
    - No proooszęęęę.... - błagała
    - No dobra, ale pod warunkiem, że czerwona małpa nie będzie się do mnie zbliżać - zarządziłam. Rozia, bo tak ją nazywałam, wiedziała o kogo chodzi
    - Oczywiście! Jeśli zbliży się do ciebie na więcej niż pięć metrów przywalę mu w ten głupi ryj moją torebką ze skóry! - zaśmiałam się. Z resztą Roza też.
    - Dziękuje! Gdybyście mogli przyjechać po mnie jutro o osiemnastej...?
    - No co ty? Przychodzę po ciebie o piętnastej na godzinne zakupy, a później zaczniemy się szykować! - pisnęła podekscytowana
    - Widzę, że wszystko już zaplanowałaś - zaśmiałam się
    - No jasne!
    - Dobra! Leo po nas przyjedzie? - zapytałam
    - Tak! No to do jutra - pożegnała się
    - Pa!
    Wieczorem czytałam książkę. Nosiła ona tytuł ''Upadli". Zeszło mi tak aż do dwudziestej trzeciej. Przebrałam się w moją zieloną piżamę z szarym kotkiem i poszłam spać...

__________________________________________________________________________________

Hej! Rozdział troszkę dłuższy niż się spodziewałam, ale to wynagrodzenie za to, że tak długo nie pisałam. A tak długo nie pisałam, ponieważ ciągle coś zmieniałam i poprawiałam, zapisywałam, a później usuwałam. Na razie nic się nie dzieje... Później to się zmieni. Miłego czytania ♥

                                                                                                                      Julka 

czwartek, 2 maja 2013

Prolog

    Cześć. Mam na imię Amelia. Mam siedemnaście lat i od roku chodzę do liceum ''Słodki Amoris”. Jestem szatynką o czarnych oczach. Moje długie, brązowe włosy, które idealnie pasują do mojej trochę ciemniejszej cery, sięgają aż do pasa. W szkole uważana jestem za nawet ładną, ale sama nigdy bym tak nie powiedziała. Z charakteru jestem miła, ale potrafię też pokazać pazurki.
    Przyjaciółki nazywają mnie ,,Mistrzynią ciętej riposty''. Jeśli chodzi o moje najlepsze przyjaciółki to są nimi Violetta i Rozalia. Rozalia jest białowłosą, szaloną dziewczyną o złotych jak miód oczach z figurą modelki. Najładniejsza w szkole. Violetta zaś jest przeciwieństwem Rozalii. Jest bardzo nieśmiała. Zawsze i prawie wszędzie chodzi ze swoją dużą, zieloną teczką gdzie gromadzi wszystkie swoje prace. Ma fioletowe włosy sięgające do ramion. W gronie moich znajomych są również Melania, Kim, Lysander, Kastiel, Peggy, Iris, Nataniel, Armin, Alexy, Kentin i niestety znam też Amber, Li, Charlotte i Klementynę. Oczywiście w szkole jest jeszcze wielu uczniów, ale ich obecność jest zbędna w mojej historii, którą chcę wam opowiedzieć...
    Może opowiem wam coś o mojej rodzinie. Od dwóch lat mieszkam z ciocią. Mam dwie młodsze siostry: czteroletnią Laurę i dziesięcioletnią Connie. Laura jest naprawdę urocza. O Connie można było tak powiedzieć. Kiedyś... Teraz jest naprawdę nieznośna. Laura ma kruczoczarne włosy i oczy tego samego koloru. Jest dość wysoka jak na swój wiek. Ma jasną cerę i naturalnie krwistoczerwone usta. Connie jest wysoką, rudowłosą, nieznośną dziewczynką. Ma cerę podobną do mojej. Jej złote tęczówki mienią się w słońcu. Z wyglądu aniołek, w środku diablica. Nasza mama zmarła przy porodzie Laury. Po tym ojciec załamał się i zaczął pić. Zmarł pół roku po narodzinach Laury... Ciocia Agatha przygarnęła nas. Jest naprawdę kochana. Traktujemy ją jak własną matkę. To chyba tyle jeśli chodzi o mnie. Przejdźmy do dzisiejszego dnia.
    Dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły, a dokładniej pierwszy września. Od jutra zaczynam naukę w drugiej klasie liceum. Obudziły mnie promienie słoneczne. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Ciemnofioletowe ściany, zielone meble. Tak jak sobie wymarzyłam. Na środku pokoju stało wielkie łóżko. Drewno pomalowane było na zielono. Przy łóżku znajdowały się wielkie, szklane drzwi prowadzące na balkon. Po prawej stronie łóżka stało biurko. Również zielone. Na nim znajdował się mój laptop oraz kilka książek. Po lewej, natomiast stała zielona, mała sofa oraz szklany stolik do kawy. Nad kanapą wisiały zdjęcia moich sióstr, mamy, taty i cioci Aghaty. Natomiast nad moim łóżkiem wisiało moje zdjęcie. Postanowiłam wstać. Ruszyłam w stronę szafy, która stała nieopodal biurka i wyciągnęłam z niej luźną koszulę i czarne rurki. Następnie weszłam do fioletowej łazienki.
    Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zbiegłam na dół po schodach. Weszłam do salonu, który połączony był z kuchnią. W salonie pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy był biały, puchaty dywan. Stała na nim jasnoróżowa kanapa i drewniany stolik do kawy. Naprzeciwko kanapy na komodzie stał telewizor plazmowy. Na ścianach koloru pudrowego różu wisiały jakieś zdjęcia. Spojrzałam na zegarek. Była siódma czterdzieści. Popędziłam do kuchni. Czerwone kafelki idealnie komponowały się z ciemnobrązowymi szafkami. Przy kuchence słała ciocia i przygotowywała śniadanie. Przywitałam się z nią buziakiem w policzek. Oznajmiłam, że nie jestem głodna i poszłam w stronę przedpokoju. Założyłam moje czarne szpilki i wyszłam. Nie było tak zimno więc obyło się bez kurtki.

Hej!

Cześć! Postanowiłam napisać opowiadanie na temat gry internetowej ,,Słodki Flirt''. Od razu mówię, że mam mały problem z przecinkami. Postaram się dodawać rozdziały systematycznie, ale pewnie nie zawsze będę miała czas. Mam nadzieję, że spodoba wam się moje opowiadanie. Miłego czytania!