Drugiego maja tego roku minął mój rok na tym blogu (tak rok, a tylko dwadzieścia postów w tym jedenaście rozdziałów. Brawo Julia, brawo)! Czyli wtedy, kiedy akurat mnie nie było, ale mimo to pragnę zorganizować taki mały bonus. Miałby to być taki special w stylu ''Pięćdziesiąt faktów o...'' W komentarzach moglibyście pisać, o którym z bohaterów mojego opowiadania miałby być ten special. Oczywiście, fakty o jakieś postaci, która występuje w grze byłby przeze mnie wymyślone. Myślę, że to byłby nawet dobry pomysł, więc o tej chwili możecie pisać w komentarzu pod tym postem o kim mają być fakty. Jeżeli nie będzie żadnej propozycji rezygnuję z tego bonusu. Pozdrawiam.
Julka
Nawet umierając powinniśmy marzyć, o Tym gdzie się przeniesiemy...
wtorek, 1 lipca 2014
wtorek, 24 czerwca 2014
Rozdział 11
Następnego dnia obudziłam się o szóstej trzydzieści. Leniwie otworzyłam i przetarłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przeciągnęłam się i lekko przymykając powieki rozejrzałam się po pokoju. Postanowiłam w końcu wstać z łóżka i zacząć się szykować do szkoły. Tak z natury robię wszystko na ostatnią chwilę, więc byłam zmuszona szybko podbiec do szafy i wygrzebać z niej jakieś ciuchy. Jestem też niestety niezdecydowana i jak zawsze nie mogłam zdecydować w co się ubrać. W końcu postanowiłam założyć cienką, błękitną koszulę, bo było dość ciepło. Do tego założyłam czarną kamizelkę i czarne rurki. Po codziennych rytuałach, ubrana już wyszłam z łazienki i podreptałam na dół do kuchni. Przywitałam się z ciocią i z Dylanem, którzy właśnie rozmawiali popijając poranną kawę. Postanowiłam się do nich przyłączyć, ponieważ było jeszcze dość wcześnie, siódma, a do szkoły mam dzisiaj dopiero na dziewiątą. Podeszłam do czajnika z wodą i postawiłam wodę na gazie patrząc na ciocię i na Dylana i co chwilę przyłączając się do rozmowy z nimi. Po pewnym nieokreślonym czasie usłyszałam w końcu gwizd czajnika, zalałam sobie kawę i usiadłam do stołu. Stały na nim kanapki, ale jakoś nie miałam ochoty na śniadanie. Wiem, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, ale chyba jak nie chcę to nie muszę... Prawda?
Gdzieś około siódmej trzydzieści razem z Dylanem postanowiliśmy wyjść z domu. Ubrałam moje czarne trampki, a kiedy już miałam przekroczyć próg mieszkania przypomniało mi się, że nie pożegnałam się z ciocią. Pobiegłam szybko do kuchni i dałam Aghacie całusa w policzek, przy okazji zgarniając z kosza na owoce jabłko. Wybiegłam przed dom, gdzie czekał na mnie Dylan. Mieliśmy już iść kiedy usłyszeliśmy krzyki:
- Dylan! Amelia! Poczekajcie! - w tym samym momencie odwróciliśmy się. W drzwiach stały ciocia i Laura
- Tak? - zapytałam podejrzliwie
- Moglibyście odprowadzić Laurę do przedszkola, bo ja nie będę miała czasu za godzinę ją odwieźć, a wy przecież macie po drodze. Proszęęęę - jęczała ciotka
- No właśnie. Plioseee - do tych jęków dołączyła się Laura
- No dobrze - zgodziliśmy się, a ja podeszłam do Laury i wzięłam ją za rękę
Całą drogę nie rozmawialiśmy, nawet ten wygadany mały potworek wolał wesoło kicać zamiast z nami pogadać. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało, mogłam chociaż w spokoju zjeść moje "socyste jabusko", jakby to powiedziała moja najmłodsza siostra. Dylan cały czas się rozglądał. Hmm... Nie dziwię mu się, bo przecież pierwszy raz widzi tę okolicę. Najpewniej na jego miejscu też bym tak zareagowała...
Przy okazji, że nikt się nie odzywał i mi nie przeszkadzał, mogłam spokojnie pomyśleć. Zastanawiałam się na tym, dlaczego to ja zawsze mam takie problemy, bo nie dość, że leżałam już w szpitalu, przetrwałam szok po odnalezieniu brata to do tego dochodzi jeszcze ta cała historia z Chrisem. A to przecież dopiero początek roku szkolnego! W sumie znając moje szczęście mogłam się spodziewać takich "niespodzianek" już pod koniec wakacji. Teraz jak by się tak zastanowić, to ciekawe czy podobne historie związane ze szkołą zdarzałyby mi się gdybym chodziła do innego liceum... W prawdzie nie zamieniłabym moich przyjaciół na nikogo innego, ale w innej szkole nie byłoby Chrisa, a cała ta historia związana z jego osobą nie zdarzyłaby się. A propos chłopaków to przecież w sobotę miałam wyjść gdzieś z Nathanem, ale to całe zamieszanie z Dylanem... No cóż, może kiedy indziej się z nim spotkam. Chociaż na razie nie chciałabym nigdzie wychodzić, najchętniej to zostałabym w domu przez co najmniej trzy dni, ale Aghata postanowiła, że mam nie opuszczać szkoły już na początku roku. Dziwne, bo jakoś to, że opuściłam dzień nauki po imprezie u Kastiela niezbyt ją przejęło. Z jednej strony się z nią zgadzam, nie chcę mieć dużo zaległości, ale z drugiej to wolałabym poleżeć jeszcze w łóżku.
Nawet nie wiem kiedy, doszliśmy pod przedszkole, do którego chodzi Laura. Kazałam Dylanowi poczekać , a sama poszłam odprowadzić moją siostrę do jej wychowawczyni, która pożegnała się ze mną i zabrała ją do sali. Nie pierwszy raz byłam w przedszkolu Laurki i po tych wszystkich wizytach muszę powiedzieć, że ma całkiem miłą nauczycielkę. Ja pamiętam, że w przedszkolu uczyła mnie wredna kobieta... Wredna, ale tylko dla mnie. Uczepiła się mnie, a ja do domu wracałam zawsze zapłakana. Na samą myśl o tej babie uśmiechnęłam się. Gdybym wtedy była taka pyskata jak teraz pewnie wygarnęłabym jej to i owo. Jeżeli teraz spotkałabym ją to bym chyba jednak tak nie postąpiła, bo ta kobieta ma pewnie pięćdziesiątkę na karku. Niby młoda, niby nie, już sama nie wiem co myśleć, ale mimo wszystko jakiś szacunek musi być. Wychodząc z budynku potknęłam się o powietrze i prawie spadłam ze schodów, które prowadziły do głównego wejścia. Ach... Dlaczego to ja muszę być taką niezdarą? Gdybym policzyła ile drobnych wypadków przytrafiło mi się w ciągu ostatnich dwóch lat, to pewnie wychodziłyby tu dziesiątki, a może nawet setki takich sytuacji Nienawidzę mojego niby "szczęścia". Wracając do tematu, resztę podróży przebyłam bez zbędnych siniaków i zadrapań lub choćby stracenia równowagi. Kiedy znalazłam się obok Dylana, razem ruszyliśmy w stronę liceum.
Po około pięciu minutach staliśmy już przed bramą Słodkiego Amorisu.
- I jak? Gotowy? - zapytałam Dylana oczekując pozytywnej odpowiedzi
- Nie - odrzekł, a ja popatrzyłam na niego i podniosłam jedną brew
- To może rączka? - wyciągnęłam dłoń w jego kierunku
- A co ja jestem dzieckiem? - spytał - Ech... Widocznie tak - odpowiedział sam sobie, chwytając moją dłoń, na co ja zaśmiałam się cicho i pociągnęłam go na dziedziniec
Szliśmy za rękę po placu przed szkołą i pomimo, że patrzyłam tylko przed siebie, czułam na sobie wzrok innych uczniów, ale nie przejmowałam się tym jakoś szczególnie. W gruncie rzeczy to spodziewałam się tego, że ludzie będą się patrzeć, bo pewnie duża większość nich (jeżeli nie wszyscy) nie widziała w życiu na oczy Dylana, zupełnie jak ja jeszcze niedawno. Kiedy nareszcie wkroczyliśmy na korytarz szkolny, zaczęłam w milczeniu wypatrywać głównego gospodarza. Przez kilka minut wyciągałam głowę i patrzyłam w głąb korytarza, a Dylan dziwnie na mnie spoglądał. W końcu zobaczyłam jak Nat wchodzi do pokoju gospodarzy, więc wydarłam się na cały korytarz:
- Natuś! Poczekaj! - Nataniel począł rozglądać się dookoła, aż wreszcie dostrzegł mnie... I Dylana oczywiście. Szybko podeszliśmy do niego.
- Ech... Miałaś tak do mnie nie mówić... - zirytował się - ...Ameluś - teraz to on użył znienawidzonego przeze mnie przezwiska, a na dodatek zrobił to ze złośliwym uśmieszkiem
- No dobrze, jesteśmy kwita - uśmiechnęłam się i pociągnęłam obu chłopaków do pomieszczenia, do którego właśnie wchodził główny gospodarz. Usiadł przy biórku, a ja stanełam po drugiej stronie i oparłam dłonie o mebel.
- No Natuś... Bo mam taką sprawę... - nie dokończyłam, ponieważ blondyn mi przerwał
- Dobrze, że już trochę przyzwyczaiłem się do tego twojego przezwiska - uśmiechnął się miło
- To nie przezwisko tylko zdrobnienie twojego imienia. No proszę... Żebym to ja musiała poprawiać głównego gospodarza - uśmiechnęłam się złośliwie, a on popchną mnie lekko
- Przecież jeśli chodzi o naukę to masz drugie miejsce w klasie. Zaraz po mnie oczywiście - wypiął dumnie pierś
- Wracając do tematu. Mam tu kandydata na ucznia naszej szkoły - rzekłam pokazując na Dylana, który stał obok mnie i przysłuchiwał się naszej rozmowie
- Jesteście rodziną? - spytał Nat po chwili milczenia
- Tak, to mój brat - odpowiedziałam
- Och, nie wiedziałem, że masz brata - oznajmił
- Ja też nie, ale to nie pora na wyjaśnienia - nie chciałam zbytnio przedłużać tych zapisów
- W każdym razie jestem Nataniel
- Dylan - mój brat uścisnął rękę, którą Nat wyciągał w jego kierunku
- To tak. Te papiery możesz wypełnić sam jeżeli jesteś pełnoletni. Do tego potrzebna będzie opłata za nauczanie i zdjęcie do legitymacji. Dokumenty musisz mieć na jutro, zajęcia zaczynasz od środy- wyjaśnił Nataniel wręczając Dylanowi potrzebne papiery - I to chyba będzie już wszystko.
- Ok. Dzięki Nataniel! - powiedzieliśmy równo z Dylanem, a następnie popatrzyliśmy na siebie nawzajem i wybuchnęliśmy śmiechem
- Nie ma sprawy - obdarzył nas uśmiechem
- No to do pierwszej lekcji! - powiedziałam wychodząc z klasy
- Tak, do zobaczenia! - odpowiedział entuzjastycznie Nataniel
Wyszłam na korytarz, a za mną wyszedł brązowowłosy, zamykając drzwi. Do głowy przychodziła mi tylko jedna odpowiedź na pytanie: Co dalej robić? Zwiedzanie czas zacząć! Poinformowałam o moim pomyśle Dylana, który nie pokazywał jakichkolwiek emocji. Powiedział tylko zwykłe "No dobrze" i rozkazał mi prowadzić. Poszliśmy najpierw klasy A, ponieważ znajdowała się ona najbliżej pokoju gospodarzy. Wyjaśniłam mu, że to tutaj odbywają się prawie wszystkie moje zajęcia. Następnie zaprowadziłam go do klasy B, sali biologicznej, sali multimedialnej, biblioteki, stołówki, łazienek i innych podstawowych pomieszczeń, po drodze wyjajśniając mu gdzie co się znajduje. Kiedy oprowadziłam go po tamtym skrzydle wyszliśmy na dziedziniec, a ja ruszyłam w kierunku ogrodów.
- Tu znajduje się klub ogrodników, ale jest to też świetne miejsce na odpoczynek podczas przerw - powiedziałam niczym przewodnik oprowadzający turystów i zachęcający ich by wykupowali różne luksusy. Poszłam w stronę sali gimnastycznej i obejrzałam się za siebie, aby sprawdzić czy mój braciszek idzie za mną. Może trudno w to uwierzyć, ale jeszcze nie do końca przekonałam się do faktu, że Dylan i ja jesteśmy rodziną. W każdym razie wyjaśniłam mu, że na sali znajdują się zebrania i różne inne rzeczy związane z klubem koszykówki.
- Poza tymi dwoma klubami są jeszcze miejsca w klubie muzycznym, klubie plastycznym, klubie teatralnym, do którego w sumie należę ja, w klubie matematyczno-przyrodniczym i w klubie informatycznym - powiedziałam na zakończenie - Wydaje mi się, że już możesz iść chyba, że masz jakieś py... - przerwano mi
- Och, cześć Amelia. Szukałam cię cały ranek. A kim jest twój nowy kolega? - zapytała Rozalia
No i się zaczęło...
__________________________________________________________________________________
Cześć! Pewni większość z was wie, że wróciłam no i... W końcu dodałam jakiś rozdział. Chociaż to nie byle jaki rozdział, bo wydaje mi się, że to najdłuższy rozdział w historii moich rozdziałów! Można powiedzieć, że jestem z niego dumna. W każdym razie życzę wam miłego czytania.
Julka
Gdzieś około siódmej trzydzieści razem z Dylanem postanowiliśmy wyjść z domu. Ubrałam moje czarne trampki, a kiedy już miałam przekroczyć próg mieszkania przypomniało mi się, że nie pożegnałam się z ciocią. Pobiegłam szybko do kuchni i dałam Aghacie całusa w policzek, przy okazji zgarniając z kosza na owoce jabłko. Wybiegłam przed dom, gdzie czekał na mnie Dylan. Mieliśmy już iść kiedy usłyszeliśmy krzyki:
- Dylan! Amelia! Poczekajcie! - w tym samym momencie odwróciliśmy się. W drzwiach stały ciocia i Laura
- Tak? - zapytałam podejrzliwie
- Moglibyście odprowadzić Laurę do przedszkola, bo ja nie będę miała czasu za godzinę ją odwieźć, a wy przecież macie po drodze. Proszęęęę - jęczała ciotka
- No właśnie. Plioseee - do tych jęków dołączyła się Laura
- No dobrze - zgodziliśmy się, a ja podeszłam do Laury i wzięłam ją za rękę
Całą drogę nie rozmawialiśmy, nawet ten wygadany mały potworek wolał wesoło kicać zamiast z nami pogadać. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało, mogłam chociaż w spokoju zjeść moje "socyste jabusko", jakby to powiedziała moja najmłodsza siostra. Dylan cały czas się rozglądał. Hmm... Nie dziwię mu się, bo przecież pierwszy raz widzi tę okolicę. Najpewniej na jego miejscu też bym tak zareagowała...
Przy okazji, że nikt się nie odzywał i mi nie przeszkadzał, mogłam spokojnie pomyśleć. Zastanawiałam się na tym, dlaczego to ja zawsze mam takie problemy, bo nie dość, że leżałam już w szpitalu, przetrwałam szok po odnalezieniu brata to do tego dochodzi jeszcze ta cała historia z Chrisem. A to przecież dopiero początek roku szkolnego! W sumie znając moje szczęście mogłam się spodziewać takich "niespodzianek" już pod koniec wakacji. Teraz jak by się tak zastanowić, to ciekawe czy podobne historie związane ze szkołą zdarzałyby mi się gdybym chodziła do innego liceum... W prawdzie nie zamieniłabym moich przyjaciół na nikogo innego, ale w innej szkole nie byłoby Chrisa, a cała ta historia związana z jego osobą nie zdarzyłaby się. A propos chłopaków to przecież w sobotę miałam wyjść gdzieś z Nathanem, ale to całe zamieszanie z Dylanem... No cóż, może kiedy indziej się z nim spotkam. Chociaż na razie nie chciałabym nigdzie wychodzić, najchętniej to zostałabym w domu przez co najmniej trzy dni, ale Aghata postanowiła, że mam nie opuszczać szkoły już na początku roku. Dziwne, bo jakoś to, że opuściłam dzień nauki po imprezie u Kastiela niezbyt ją przejęło. Z jednej strony się z nią zgadzam, nie chcę mieć dużo zaległości, ale z drugiej to wolałabym poleżeć jeszcze w łóżku.
Nawet nie wiem kiedy, doszliśmy pod przedszkole, do którego chodzi Laura. Kazałam Dylanowi poczekać , a sama poszłam odprowadzić moją siostrę do jej wychowawczyni, która pożegnała się ze mną i zabrała ją do sali. Nie pierwszy raz byłam w przedszkolu Laurki i po tych wszystkich wizytach muszę powiedzieć, że ma całkiem miłą nauczycielkę. Ja pamiętam, że w przedszkolu uczyła mnie wredna kobieta... Wredna, ale tylko dla mnie. Uczepiła się mnie, a ja do domu wracałam zawsze zapłakana. Na samą myśl o tej babie uśmiechnęłam się. Gdybym wtedy była taka pyskata jak teraz pewnie wygarnęłabym jej to i owo. Jeżeli teraz spotkałabym ją to bym chyba jednak tak nie postąpiła, bo ta kobieta ma pewnie pięćdziesiątkę na karku. Niby młoda, niby nie, już sama nie wiem co myśleć, ale mimo wszystko jakiś szacunek musi być. Wychodząc z budynku potknęłam się o powietrze i prawie spadłam ze schodów, które prowadziły do głównego wejścia. Ach... Dlaczego to ja muszę być taką niezdarą? Gdybym policzyła ile drobnych wypadków przytrafiło mi się w ciągu ostatnich dwóch lat, to pewnie wychodziłyby tu dziesiątki, a może nawet setki takich sytuacji Nienawidzę mojego niby "szczęścia". Wracając do tematu, resztę podróży przebyłam bez zbędnych siniaków i zadrapań lub choćby stracenia równowagi. Kiedy znalazłam się obok Dylana, razem ruszyliśmy w stronę liceum.
Po około pięciu minutach staliśmy już przed bramą Słodkiego Amorisu.
- I jak? Gotowy? - zapytałam Dylana oczekując pozytywnej odpowiedzi
- Nie - odrzekł, a ja popatrzyłam na niego i podniosłam jedną brew
- To może rączka? - wyciągnęłam dłoń w jego kierunku
- A co ja jestem dzieckiem? - spytał - Ech... Widocznie tak - odpowiedział sam sobie, chwytając moją dłoń, na co ja zaśmiałam się cicho i pociągnęłam go na dziedziniec
Szliśmy za rękę po placu przed szkołą i pomimo, że patrzyłam tylko przed siebie, czułam na sobie wzrok innych uczniów, ale nie przejmowałam się tym jakoś szczególnie. W gruncie rzeczy to spodziewałam się tego, że ludzie będą się patrzeć, bo pewnie duża większość nich (jeżeli nie wszyscy) nie widziała w życiu na oczy Dylana, zupełnie jak ja jeszcze niedawno. Kiedy nareszcie wkroczyliśmy na korytarz szkolny, zaczęłam w milczeniu wypatrywać głównego gospodarza. Przez kilka minut wyciągałam głowę i patrzyłam w głąb korytarza, a Dylan dziwnie na mnie spoglądał. W końcu zobaczyłam jak Nat wchodzi do pokoju gospodarzy, więc wydarłam się na cały korytarz:
- Natuś! Poczekaj! - Nataniel począł rozglądać się dookoła, aż wreszcie dostrzegł mnie... I Dylana oczywiście. Szybko podeszliśmy do niego.
- Ech... Miałaś tak do mnie nie mówić... - zirytował się - ...Ameluś - teraz to on użył znienawidzonego przeze mnie przezwiska, a na dodatek zrobił to ze złośliwym uśmieszkiem
- No dobrze, jesteśmy kwita - uśmiechnęłam się i pociągnęłam obu chłopaków do pomieszczenia, do którego właśnie wchodził główny gospodarz. Usiadł przy biórku, a ja stanełam po drugiej stronie i oparłam dłonie o mebel.
- No Natuś... Bo mam taką sprawę... - nie dokończyłam, ponieważ blondyn mi przerwał
- Dobrze, że już trochę przyzwyczaiłem się do tego twojego przezwiska - uśmiechnął się miło
- To nie przezwisko tylko zdrobnienie twojego imienia. No proszę... Żebym to ja musiała poprawiać głównego gospodarza - uśmiechnęłam się złośliwie, a on popchną mnie lekko
- Przecież jeśli chodzi o naukę to masz drugie miejsce w klasie. Zaraz po mnie oczywiście - wypiął dumnie pierś
- Wracając do tematu. Mam tu kandydata na ucznia naszej szkoły - rzekłam pokazując na Dylana, który stał obok mnie i przysłuchiwał się naszej rozmowie
- Jesteście rodziną? - spytał Nat po chwili milczenia
- Tak, to mój brat - odpowiedziałam
- Och, nie wiedziałem, że masz brata - oznajmił
- Ja też nie, ale to nie pora na wyjaśnienia - nie chciałam zbytnio przedłużać tych zapisów
- W każdym razie jestem Nataniel
- Dylan - mój brat uścisnął rękę, którą Nat wyciągał w jego kierunku
- To tak. Te papiery możesz wypełnić sam jeżeli jesteś pełnoletni. Do tego potrzebna będzie opłata za nauczanie i zdjęcie do legitymacji. Dokumenty musisz mieć na jutro, zajęcia zaczynasz od środy- wyjaśnił Nataniel wręczając Dylanowi potrzebne papiery - I to chyba będzie już wszystko.
- Ok. Dzięki Nataniel! - powiedzieliśmy równo z Dylanem, a następnie popatrzyliśmy na siebie nawzajem i wybuchnęliśmy śmiechem
- Nie ma sprawy - obdarzył nas uśmiechem
- No to do pierwszej lekcji! - powiedziałam wychodząc z klasy
- Tak, do zobaczenia! - odpowiedział entuzjastycznie Nataniel
Wyszłam na korytarz, a za mną wyszedł brązowowłosy, zamykając drzwi. Do głowy przychodziła mi tylko jedna odpowiedź na pytanie: Co dalej robić? Zwiedzanie czas zacząć! Poinformowałam o moim pomyśle Dylana, który nie pokazywał jakichkolwiek emocji. Powiedział tylko zwykłe "No dobrze" i rozkazał mi prowadzić. Poszliśmy najpierw klasy A, ponieważ znajdowała się ona najbliżej pokoju gospodarzy. Wyjaśniłam mu, że to tutaj odbywają się prawie wszystkie moje zajęcia. Następnie zaprowadziłam go do klasy B, sali biologicznej, sali multimedialnej, biblioteki, stołówki, łazienek i innych podstawowych pomieszczeń, po drodze wyjajśniając mu gdzie co się znajduje. Kiedy oprowadziłam go po tamtym skrzydle wyszliśmy na dziedziniec, a ja ruszyłam w kierunku ogrodów.
- Tu znajduje się klub ogrodników, ale jest to też świetne miejsce na odpoczynek podczas przerw - powiedziałam niczym przewodnik oprowadzający turystów i zachęcający ich by wykupowali różne luksusy. Poszłam w stronę sali gimnastycznej i obejrzałam się za siebie, aby sprawdzić czy mój braciszek idzie za mną. Może trudno w to uwierzyć, ale jeszcze nie do końca przekonałam się do faktu, że Dylan i ja jesteśmy rodziną. W każdym razie wyjaśniłam mu, że na sali znajdują się zebrania i różne inne rzeczy związane z klubem koszykówki.
- Poza tymi dwoma klubami są jeszcze miejsca w klubie muzycznym, klubie plastycznym, klubie teatralnym, do którego w sumie należę ja, w klubie matematyczno-przyrodniczym i w klubie informatycznym - powiedziałam na zakończenie - Wydaje mi się, że już możesz iść chyba, że masz jakieś py... - przerwano mi
- Och, cześć Amelia. Szukałam cię cały ranek. A kim jest twój nowy kolega? - zapytała Rozalia
No i się zaczęło...
__________________________________________________________________________________
Cześć! Pewni większość z was wie, że wróciłam no i... W końcu dodałam jakiś rozdział. Chociaż to nie byle jaki rozdział, bo wydaje mi się, że to najdłuższy rozdział w historii moich rozdziałów! Można powiedzieć, że jestem z niego dumna. W każdym razie życzę wam miłego czytania.
Julka
niedziela, 8 czerwca 2014
Wracam! Ech... Po raz drugi :)
Hej! Hej! Hej! Od zawieszenie bloga minęło już sporo czasu (5 czerwca
minęło aż pół roku). No i od razu was za to przepraszam, ale kiedy
udało mi się naprawić problem z Bloggerem z mojego komputera zaczęło się
dymić. Już od dawna był ''lekko'' zniszczony, no i trzeba było kupić
nowy. Rodzice nowego laptopa kupili mi dopiero w zeszłą sobotę, dlatego
musieliście tyle czekać. W każdym razie wracam do pisania tego opowiadania. Radujmy się i w ogóle!
Szczersze mówiąc to musiałam przeczytać wszystkie rozdziały, aby ''odświeżyć sobie pamięć''. Przez ten cały czas zdążyłam zapomnieć o czym sama pisałam! I teraz nie mogę pojąć jak wy może w ogóle czytać te moje rozdziały. Tyle błędów, tyle zdań, które nie mają sensu! Podziwiam was!
W każdym razie już niedługo przybywam z nowym rozdziałem, ale najpierw muszę poprawić błędy w innych rozdziałach!
Julka
Szczersze mówiąc to musiałam przeczytać wszystkie rozdziały, aby ''odświeżyć sobie pamięć''. Przez ten cały czas zdążyłam zapomnieć o czym sama pisałam! I teraz nie mogę pojąć jak wy może w ogóle czytać te moje rozdziały. Tyle błędów, tyle zdań, które nie mają sensu! Podziwiam was!
W każdym razie już niedługo przybywam z nowym rozdziałem, ale najpierw muszę poprawić błędy w innych rozdziałach!
Julka
niedziela, 5 stycznia 2014
Problem :/
Cześć! Chciałam was poinformować, że w najbliższym czasie nie będę dodawała postów, ponieważ ostatnio na laptopie strasznie psuje i zacina mi się Blogger. Nie wiem dlaczego tak się dzieje i będę próbowała coś z tym zrobić, ale jak na razie nie mogę zobaczyć statystyk bloga, nie mogę dodać posta (chwilowo piszę z telefonu), nie mogę dokończyć rozdziału, który już zaczęłam. No, po prostu nie mogę zrobić nic! Pokazuje mi się biała strona, próbowałam już wszystkiego i naprawdę nie wiem co mam zrobić! Uwierzcie mi, że nie wkręcam was, bo np. nie chce mi się pisać rozdziału, nie, teraz mam bardzo dużo pomysłów na rozdział, których tak naprawdę nie mogę zrealizować. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, bo to nie moja wina, że Blogger świruje. A i chciałam jeszcze dodać, że spróbuję coś napisać na telefonie, ale nie jestem pewna czy się uda:
1. Nie mogę zobaczyć jakiej długości jest rozdział, więc byłyby one krótsze niż kiedykolwiek.
2. Źle by mi się pisało na telefonie i pewnie byłoby w tekscie dużo błędów.
Tak więc mam nadzieję, że przetrzymacie ten czas, kiedy będę próbowała to naprawić. A i jeśli ktoś wie co z tym zrobić, prosiłabym żebyście napisali mi w komentarzu jak rozwiązać ten problem. Na razie ja się z wami żegnam. Życzcie mi powodzenie, przyda się... :/
Julka
1. Nie mogę zobaczyć jakiej długości jest rozdział, więc byłyby one krótsze niż kiedykolwiek.
2. Źle by mi się pisało na telefonie i pewnie byłoby w tekscie dużo błędów.
Tak więc mam nadzieję, że przetrzymacie ten czas, kiedy będę próbowała to naprawić. A i jeśli ktoś wie co z tym zrobić, prosiłabym żebyście napisali mi w komentarzu jak rozwiązać ten problem. Na razie ja się z wami żegnam. Życzcie mi powodzenie, przyda się... :/
Julka
wtorek, 24 grudnia 2013
Wesołych Świąt!
Hej! Z racji, że dzisiaj mamy Wigilię chciałabym życzyć wam, żebyście te święta spędzili w miłej rodzinnej atmosferze. Żeby duch świąt zagościł w waszych domach, żeby te święta były wyjątkowe i żebyście je miło zapamiętali na długo i jeszcze dłużej. No i oczywiście wspaniałych prezentów. Tak... Dużo, dużo, dużo wspaniałych prezentów. O! I szczęśliwego Nowego Roku! Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! :)
Julka
Julka
piątek, 25 października 2013
Rozdział 10
Przez całą drogę ze szpitala patrzyłam się w szybę samochodu. Rozmyślałam nad tym, jak będę dogadywała się z moim ''nowym'' bratem. W końcu nie znam jego i tego jak się zachowuje, ale patrząc na jego śliwę pod okiem można wywnioskować, że wdał się już w jakąś bójkę. Nie znałam jego przeszłości, z resztą tak jak ciocia. Może widziała go jak miał dwa, trzy lata, ale nie widziała jak dorastał, kiedy miał kilkanaście lat. Strasznie mnie ciekawi co wtedy robił, jak żył? Wstyd mi tak o to po prostu zapytać, bo może i jest moim bratem, ale nic o nim nie wiem i to będzie głupie tak o to pytać. Jak będzie chciał to powie coś o sobie. Kiedyś to na pewno nastąpi, a teraz do niczego go nie zmuszam. Nie odzywałam się, tak jak wszyscy, bo chyba nikt nie miał nic do powiedzenia. Znaczy, to mi się tak wydawało, ale mniejsza o to.
Po jakiś piętnastu minutach dotarliśmy do domu. Wybiegłam z samochodu i pędem wleciałam do przedpokoju, a później do salonu. Jak ja tęskniłam za tym domem! Wiem, że nie było mnie tu zaledwie kilka dni, ale co ja poradzę na to, że jestem z nim tak zżyta? Mieszkam tu dwa lata i już zdążyłam pokochać ten dom, jakbym mieszkała tu wieki... No może nie wieki, bo aż taka stara nie jestem.
Zaraz za mną do domu wpadły moje młodsze siostry, a dalej za nimi reszta ''rodziny''. Natychmiast popędziłam do swojego kochanego, pięknego, wspaniałego i przytulnego pokoiku. Naprawdę ogromnie za nim tęskniłam... Biały ściany pokoju szpitalnego nie za bardzo mi się udzielały. Było tam zdecydowanie za jasno i za pusto jak dla mnie. Lubiłam mój pokój, a najbardziej fioletowy kolor jego ścian, podobają mi się ciemne kolory, ale jasnymi też nie pogardzę. Od razu walnęłam się na łóżko i rokoszowałam się wygodą mojej miękkiej pościeli. Mój spokój zakłócił ktoś, kto pukał właśnie do mojej świątyni. Na ten gest odpowiedziałam cichym ,,Proszę''. Tym ktosiem okazał się być mój ''nowy'' brat Dylan. Popatrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem, a on usiadł na moim łóżku.
- Słuchaj Amelia... Ja chciałbym, abyśmy się chociaż spróbowali zaprzyjaźnić, Bardzo mi zależy na tym, żeby mieć tobą dobre kontakty. Więc co ty na to, żebyśmy zaczęli to od nowa? - spojrzał na mnie, wyczekując odpowiedzi
- Wiesz też chciałabym mieć z dobą dobre kontakty, więc zgadzam się. Zacznijmy tę znajomość od nowa. Jestem Amelia - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w jego strone
- Dylan - odwzajemnił uśmiech oraz uścisnął moją dłoń
- Zastanawiałam się czy masz zamiar chodzić do szkoły, a jeśli tak to czy idziesz do mojej - powiedziałam, kiedy Dylan miał zamiar wyjść z moje azylu.
- Tak mam zamiar zapisaće się do tego liceum Słodki Amoris, dobrze zapamiętałem? Jeśli tak, to ta nazwa jest naprawdę do kitu, ale Aghata mówi, że to prestiżowa szkoła - oznajmił
- Ach tak, Słodki Amoris, wiem dziwna nazwa - zaśmiałam się cicho, a mój brat wyszedł z pokoju, do którego zaraz po chwili weszła ciocia
- Amelka... - nienawidzę kiedy tak do mnie mówi - Chciałam cię przeprosić... Miałaś rację, powinnam ci wcześniej powiedzieć, że masz brata, a uwierz mi lub nie, że nie umiałam. Wiele razy zbierałam się, żeby ci to powiedzieć. Przepraszam - przeprosiła mnie z lekkim niepokojem w głosie
- Spokojnie ciociu, wybaczam ci. Dylan prze chwilą u mnie był i wyjaśniliśmy sobie to i owo. Zresztą rodzice powinni powiedzieć mi już dawno, że mam brata. To nie do końca twoja wina, ciociu - uśmiechnęłam się
- A więc wybaczasz mi? - zapytała
- Ależ oczywiście ciociu! - przytuliłam ją - Ja cię też bardzo przepraszam, nie powinnam tak reagować
- Oby dwie zawiniłyśmy... Tak przy okazji to pewnie wiesz już od swojego starszego brata, że on również będzie chodził to tego samego liceum co ty, mam więc nadzieję, że jutro pomożesz mu w zapisach i oprowadzisz go po szkole. Zgoda? - podniosła jedną brew
- Tak jest kapitanie - rzekłam i zasalutowałam
Kiedy Aghata wyszła z pokoju kompletnie nie wiedziałam co by tu porobić. Moją pierwszą myślą było zadzwonienie do Rozalii albo do Violetty. W końcu postanowiłam zadzwonić do Rozy, gdyż zastanawiało mnie to, czemu do mnie nie przyszła, kiedy byłam w szpitalu. W sumie to Violka też u mnie nie była, ale tą sprawę załatwię później. Wybrałam numer, który już bardzo dobrze znałam na pamięć i oczekiwałam na odebranie telefonu przez moją przyjaciółkę. Pierwszy sygnał, drugi... I nic się nie dzieję. Postanowiłam zadzwonić jeszcze raz do niej i już drugi raz oczekiwałam na odebranie. Tym razem na szczęście odebrała.
- Halo?
- Rozalia! Co się stało, czemu nie odbierasz?
- Przepraszam, ale nie zdążyłam podbiec do telefonu, kiedy dzwonił, a ty też przecież mogłaś trochę poczekać aż odbiorę - powiedziała z wyrzutem, ale na twarzy na pewno miała ten swój szatański uśmiech, za dobrze ją znam
- No dobrze już! Mniejsza o to... No to, co tam się działo w liceum, kiedy mnie nie było? - zapytałam z wyczówalną ciekawością w głosie
- Ach tak! Przepraszam, że nie przyszłam do ciebie do szpitala, ale sama o tym nie wiedziałam. Chłopaki nie chcieli mi nic powiedzieć, a kiedy ja i Violetta pytałyśmy o ciebie oni odpowiadali, że jesteś chora i leżysz w łóżku. Byłam też u ciebie w domu lecz twoja ciocia ciągle powtarzała, że źle się czujesz i nie chcesz nikogo widzieć. Zachowywała się jak nie ona, nie była taka optymistyczna i szalona jak kiedyś i wtedy zrozumiałam, że coś musiało się stać. Dopiero wczoraj późnym wieczorem dowiedziałam się od chłopców, że jesteś w szpitalu. Nakrzyczałam na nich jak wariatka, a oni próbowali się dzielnie wytłumaczyć i mówili, że razem z Violką wpadłybyśmy w depresję. Jak się później dowiedziałam twoja ciocia Aghata ich tylka kryła... Ja już się bałam, że mnie nie lubi... - nadawała jak jakaś głupia i już miała zamiar gadać dalej, ale jej przerwałam
- No dobrze, już dobrze, wybaczm ci i Violetcie - uśmiechnęłam się do telefonu
- Wiedziałam, że zrozumiesz! To do jutra! Papatki! - po jej ostatnim słowie roześmiałam się głośno chociaż bardzo często używała tego tekstu
- No cześć - rozłączyłam się kiedy w końcu powtrzymałam śmiech, ale zaraz po tym ogarnęła mnie niekontrolowana fala śmiechu
Tak gdzieś po pięciu minutach śmiania do mojego pokoju wpadł mój brat z... Z wałkiem do ciasta, z koszem pełnym ubrań i garnkiem na głowie?! Na jego widok roześmiałam się jeszcze bardzie, a z moich oczu poleciało kilka łez śmiechu.
- Co?! Gdzie?! Jak?! Gwałcą cię?! - jego tekst mnie powalił
- Myślisz, że jeśli by mnie gwałcili, to bym się śmiała?! A tak w ogóle to jak chciałeś powalić tych moich ''gwałcicieli"? Rzucając w nich brudnymi ubraniami i waląc ich wałkiem po głowie?! - ponownie się zaśmiałam
- Jam jest Sir Dylan Żołnierz Wielki - oznajmił dumnie przyjmując poze bohatera
- Dylan idioto! Jak już coś to lepiej byłoby jakbyś powiedział rycerz albo giermek, a nie żołnież. Chociaż jak dla mnie bardzie pasowałoby ci Dylan Głupek I, tak... Sir Dylan Głupek I - uśmiechnęłam się
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne - odrzekł z poirytowaniem
- Wiesz co? Małpa jesteś, małpa, małpa, małpa, mał... - nie pozwolił mi dokończyć...
- Odszczekaj to ćpunie jeden - ... i zaczął mnie gonić po całym dom
Przebiegliśmy cały mój pokój po czym wybiegliśmy na korytarz. Zbiegając ze schodów mało co nie wywinęłam orła i się nie zabiłam. Mój brat oczywiście musiał się z tego chichrać, a ja posłałam mu tylko groźne i wredne spojrzenie, na co ten zaczął mnie gonić na nowo. Pisnęłam głośno cieniutkim głosem i biegiem wparowałam do kuchni gdzie ciocia, ubrana w fartuch z napisem ''Najlepsza Kucharka Świata'', coś gotowała. Podbiegłam do niej starając się nią obronić przed Dylanem... Musiało to wyglądać przekomicznie, ale nie przejmowaliśmy się tym śmiejąc się w niebogłosy. Po pewnym czasie ciocia też do nas dołączyła, chociaż niedługo po tym kazała nam się uspokoić. Wspomniała też o tym, że bardzo się cieszy, że się dobrze dogadujemy, ale powinnliśmy nie gonić się po domu. Ja podczas tego jej gadania zrobiłam sobie pyszne kakao, przytakując od czasu do czasu. Gdy ciocia i mój brat wyszli oparłan się o blat kuchenny i sącząc moje kakaoko pomyślałam sobie, że jednak jestem w stanie się zaprzyjaźnić się z Dylanem. Moje myślenia nad rzeczywistością, która zdawała się być w tym momęcie bardziej kolorowa niż zwylke przerwała ciocia wchodzą szybko do kuchni.
- Upss... Zapomniałam o potrawie - powiedziała niewinnie
Śmiejąc się cicho nad jej głupot, wróciłam do pokoju i z uśmiechem walnęłam się na łóżko. Jutro poniedziałek... Czuję, że to będzie wspaniały tydzień...
__________________________________________________________________________________
Hejka! Tak jak już wspominałam w poprzedniej notce ten rozdział wyszedł taki lichy, ale za to dłuższy niż moje poprzednie rozdziały. Cóż... Co tu więcej pisać? Miłej lektury!
Wybaczcie, zazwyczaj jestem bardziej twórcza jeśli chodzi o notki po rozdziałami ale jest już 1 w nocy, więc życzę dobranoc!
Julka
Po jakiś piętnastu minutach dotarliśmy do domu. Wybiegłam z samochodu i pędem wleciałam do przedpokoju, a później do salonu. Jak ja tęskniłam za tym domem! Wiem, że nie było mnie tu zaledwie kilka dni, ale co ja poradzę na to, że jestem z nim tak zżyta? Mieszkam tu dwa lata i już zdążyłam pokochać ten dom, jakbym mieszkała tu wieki... No może nie wieki, bo aż taka stara nie jestem.
Zaraz za mną do domu wpadły moje młodsze siostry, a dalej za nimi reszta ''rodziny''. Natychmiast popędziłam do swojego kochanego, pięknego, wspaniałego i przytulnego pokoiku. Naprawdę ogromnie za nim tęskniłam... Biały ściany pokoju szpitalnego nie za bardzo mi się udzielały. Było tam zdecydowanie za jasno i za pusto jak dla mnie. Lubiłam mój pokój, a najbardziej fioletowy kolor jego ścian, podobają mi się ciemne kolory, ale jasnymi też nie pogardzę. Od razu walnęłam się na łóżko i rokoszowałam się wygodą mojej miękkiej pościeli. Mój spokój zakłócił ktoś, kto pukał właśnie do mojej świątyni. Na ten gest odpowiedziałam cichym ,,Proszę''. Tym ktosiem okazał się być mój ''nowy'' brat Dylan. Popatrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem, a on usiadł na moim łóżku.
- Słuchaj Amelia... Ja chciałbym, abyśmy się chociaż spróbowali zaprzyjaźnić, Bardzo mi zależy na tym, żeby mieć tobą dobre kontakty. Więc co ty na to, żebyśmy zaczęli to od nowa? - spojrzał na mnie, wyczekując odpowiedzi
- Wiesz też chciałabym mieć z dobą dobre kontakty, więc zgadzam się. Zacznijmy tę znajomość od nowa. Jestem Amelia - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w jego strone
- Dylan - odwzajemnił uśmiech oraz uścisnął moją dłoń
- Zastanawiałam się czy masz zamiar chodzić do szkoły, a jeśli tak to czy idziesz do mojej - powiedziałam, kiedy Dylan miał zamiar wyjść z moje azylu.
- Tak mam zamiar zapisaće się do tego liceum Słodki Amoris, dobrze zapamiętałem? Jeśli tak, to ta nazwa jest naprawdę do kitu, ale Aghata mówi, że to prestiżowa szkoła - oznajmił
- Ach tak, Słodki Amoris, wiem dziwna nazwa - zaśmiałam się cicho, a mój brat wyszedł z pokoju, do którego zaraz po chwili weszła ciocia
- Amelka... - nienawidzę kiedy tak do mnie mówi - Chciałam cię przeprosić... Miałaś rację, powinnam ci wcześniej powiedzieć, że masz brata, a uwierz mi lub nie, że nie umiałam. Wiele razy zbierałam się, żeby ci to powiedzieć. Przepraszam - przeprosiła mnie z lekkim niepokojem w głosie
- Spokojnie ciociu, wybaczam ci. Dylan prze chwilą u mnie był i wyjaśniliśmy sobie to i owo. Zresztą rodzice powinni powiedzieć mi już dawno, że mam brata. To nie do końca twoja wina, ciociu - uśmiechnęłam się
- A więc wybaczasz mi? - zapytała
- Ależ oczywiście ciociu! - przytuliłam ją - Ja cię też bardzo przepraszam, nie powinnam tak reagować
- Oby dwie zawiniłyśmy... Tak przy okazji to pewnie wiesz już od swojego starszego brata, że on również będzie chodził to tego samego liceum co ty, mam więc nadzieję, że jutro pomożesz mu w zapisach i oprowadzisz go po szkole. Zgoda? - podniosła jedną brew
- Tak jest kapitanie - rzekłam i zasalutowałam
Kiedy Aghata wyszła z pokoju kompletnie nie wiedziałam co by tu porobić. Moją pierwszą myślą było zadzwonienie do Rozalii albo do Violetty. W końcu postanowiłam zadzwonić do Rozy, gdyż zastanawiało mnie to, czemu do mnie nie przyszła, kiedy byłam w szpitalu. W sumie to Violka też u mnie nie była, ale tą sprawę załatwię później. Wybrałam numer, który już bardzo dobrze znałam na pamięć i oczekiwałam na odebranie telefonu przez moją przyjaciółkę. Pierwszy sygnał, drugi... I nic się nie dzieję. Postanowiłam zadzwonić jeszcze raz do niej i już drugi raz oczekiwałam na odebranie. Tym razem na szczęście odebrała.
- Halo?
- Rozalia! Co się stało, czemu nie odbierasz?
- Przepraszam, ale nie zdążyłam podbiec do telefonu, kiedy dzwonił, a ty też przecież mogłaś trochę poczekać aż odbiorę - powiedziała z wyrzutem, ale na twarzy na pewno miała ten swój szatański uśmiech, za dobrze ją znam
- No dobrze już! Mniejsza o to... No to, co tam się działo w liceum, kiedy mnie nie było? - zapytałam z wyczówalną ciekawością w głosie
- Ach tak! Przepraszam, że nie przyszłam do ciebie do szpitala, ale sama o tym nie wiedziałam. Chłopaki nie chcieli mi nic powiedzieć, a kiedy ja i Violetta pytałyśmy o ciebie oni odpowiadali, że jesteś chora i leżysz w łóżku. Byłam też u ciebie w domu lecz twoja ciocia ciągle powtarzała, że źle się czujesz i nie chcesz nikogo widzieć. Zachowywała się jak nie ona, nie była taka optymistyczna i szalona jak kiedyś i wtedy zrozumiałam, że coś musiało się stać. Dopiero wczoraj późnym wieczorem dowiedziałam się od chłopców, że jesteś w szpitalu. Nakrzyczałam na nich jak wariatka, a oni próbowali się dzielnie wytłumaczyć i mówili, że razem z Violką wpadłybyśmy w depresję. Jak się później dowiedziałam twoja ciocia Aghata ich tylka kryła... Ja już się bałam, że mnie nie lubi... - nadawała jak jakaś głupia i już miała zamiar gadać dalej, ale jej przerwałam
- No dobrze, już dobrze, wybaczm ci i Violetcie - uśmiechnęłam się do telefonu
- Wiedziałam, że zrozumiesz! To do jutra! Papatki! - po jej ostatnim słowie roześmiałam się głośno chociaż bardzo często używała tego tekstu
- No cześć - rozłączyłam się kiedy w końcu powtrzymałam śmiech, ale zaraz po tym ogarnęła mnie niekontrolowana fala śmiechu
Tak gdzieś po pięciu minutach śmiania do mojego pokoju wpadł mój brat z... Z wałkiem do ciasta, z koszem pełnym ubrań i garnkiem na głowie?! Na jego widok roześmiałam się jeszcze bardzie, a z moich oczu poleciało kilka łez śmiechu.
- Co?! Gdzie?! Jak?! Gwałcą cię?! - jego tekst mnie powalił
- Myślisz, że jeśli by mnie gwałcili, to bym się śmiała?! A tak w ogóle to jak chciałeś powalić tych moich ''gwałcicieli"? Rzucając w nich brudnymi ubraniami i waląc ich wałkiem po głowie?! - ponownie się zaśmiałam
- Jam jest Sir Dylan Żołnierz Wielki - oznajmił dumnie przyjmując poze bohatera
- Dylan idioto! Jak już coś to lepiej byłoby jakbyś powiedział rycerz albo giermek, a nie żołnież. Chociaż jak dla mnie bardzie pasowałoby ci Dylan Głupek I, tak... Sir Dylan Głupek I - uśmiechnęłam się
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne - odrzekł z poirytowaniem
- Wiesz co? Małpa jesteś, małpa, małpa, małpa, mał... - nie pozwolił mi dokończyć...
- Odszczekaj to ćpunie jeden - ... i zaczął mnie gonić po całym dom
Przebiegliśmy cały mój pokój po czym wybiegliśmy na korytarz. Zbiegając ze schodów mało co nie wywinęłam orła i się nie zabiłam. Mój brat oczywiście musiał się z tego chichrać, a ja posłałam mu tylko groźne i wredne spojrzenie, na co ten zaczął mnie gonić na nowo. Pisnęłam głośno cieniutkim głosem i biegiem wparowałam do kuchni gdzie ciocia, ubrana w fartuch z napisem ''Najlepsza Kucharka Świata'', coś gotowała. Podbiegłam do niej starając się nią obronić przed Dylanem... Musiało to wyglądać przekomicznie, ale nie przejmowaliśmy się tym śmiejąc się w niebogłosy. Po pewnym czasie ciocia też do nas dołączyła, chociaż niedługo po tym kazała nam się uspokoić. Wspomniała też o tym, że bardzo się cieszy, że się dobrze dogadujemy, ale powinnliśmy nie gonić się po domu. Ja podczas tego jej gadania zrobiłam sobie pyszne kakao, przytakując od czasu do czasu. Gdy ciocia i mój brat wyszli oparłan się o blat kuchenny i sącząc moje kakaoko pomyślałam sobie, że jednak jestem w stanie się zaprzyjaźnić się z Dylanem. Moje myślenia nad rzeczywistością, która zdawała się być w tym momęcie bardziej kolorowa niż zwylke przerwała ciocia wchodzą szybko do kuchni.
- Upss... Zapomniałam o potrawie - powiedziała niewinnie
Śmiejąc się cicho nad jej głupot, wróciłam do pokoju i z uśmiechem walnęłam się na łóżko. Jutro poniedziałek... Czuję, że to będzie wspaniały tydzień...
__________________________________________________________________________________
Hejka! Tak jak już wspominałam w poprzedniej notce ten rozdział wyszedł taki lichy, ale za to dłuższy niż moje poprzednie rozdziały. Cóż... Co tu więcej pisać? Miłej lektury!
Wybaczcie, zazwyczaj jestem bardziej twórcza jeśli chodzi o notki po rozdziałami ale jest już 1 w nocy, więc życzę dobranoc!
Julka
...Powracam!
Czeeeeeśśśććć! Tak jak możecie wywnioskować po tytule postanowiłam znowu wrócić do pisania moich dwóch opowiadań. Dla niektórych to może być świetna wiadomość, a dla innych nie za bardzo. Chociaż jeśli komuś nie podoba się moje opowiadanie to nie musi czytać... Nieprawdaż? A wracając do tego, że znów wracam na ścieżkę pisania... Tak więc, minął już ponad miesiąc odkąd zawiesiłam bloga, a ponieważ nagle naszła mnie wena, duuuużżżo weny, postanowiłam spróbować jeszcze raz, chociaż tak naprawdę nigdy nie miałam zamiaru usuwać tych blogów (tak, jakby ktoś miał wątpliwości, bo ja też sama je miałam na początku). Mam nadzieję, że ci, którzy kiedyś czytali moje opowiadania będą dalej mnie wspierać jak i krytykować. Dziękuję wam za tyle wyświetleń, za komentarze, po prostu za wszystko!
Julka
PS. Przepraszam, że 10 rozdział (który zaraz dodam) taki, za przeproszeniem, do dupy, ale chyba straciłam wprawę :)
Julka
PS. Przepraszam, że 10 rozdział (który zaraz dodam) taki, za przeproszeniem, do dupy, ale chyba straciłam wprawę :)
poniedziałek, 9 września 2013
Smutna wiadomość... ;(
Hej! Mam dla was niestety smutną wiadomość... Postanowiłam zawiesić bloga na czas nieokreślony ;( Trochę się nad tym zastanawiałam i miałam wątpliwości co do tego, ale stwierdziłam, że to odpowiednia decyzja. A powodem tej decyzji jest nie tylko jak prawie zawsze szkoła, ale i też ja. Pisanie rozdziałów przechodzi mi teraz z wielkim trudem, nie mam żadnych pomysłów i nie umiem połączyć słów w sensowne zdanie. A tak poza tym w szkole mam strasznie dużo zadawane, więc pewnie nie będę miała czasu na pisanie bloga, a także pokłóciłam się z przyjacielem. Na ile opowiadanie będzie zawieszone, nie wiem. Może na tydzień, miesiąc, a może nawet kilka miesięcy... Teraz nie jestem w stanie udzielić wam sensownej odpowiedzi. Zawieszam dwa blogi, więc ta sama notka pojawi się również na drugim. Mam nadzieję, że jakoś przeżyjecie ten czas, a teraz pozdrawiam i do zobaczenia. Cześć! :(
Julka
czwartek, 29 sierpnia 2013
Rozdział 9
*Z punktu widzenia Amelii*
Nie wiem kiedy się obudziłam. Przetarłam leniwie oczy, podniosłam się i usiadłam na białym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i wybrzuszyłam oczy ze zdziwienia. Byłam się w białym i bardzo jasnym pomieszczeniu. Znajdowało się w nim tylko kilka białych mebli. W końcu zrozumiałam, że znajduję się w sali szpitalnej. Ale jak to? Kto mnie znalazł? Przecież nikt nie wiedział o jeziorku w lesie, nikt oprócz Alexa... Miałam tak bardzo wiele pytań, ale w tej chwili nie mogłam nikomu ich zadać. Sięgnęłam po telefon, który leżał na małym, białym stoliku obok mojego łóżka. Była godzina szósta czterdzieści pięć. Westchnęłam cicho i z powrotem się położyłam na twardym materacu, rozmyślając o tym co się stało. Dlaczego ciocia nie powiedziała mi wcześniej, że mam brata to, może bym się tak nie zdenerwowała. O Boże! Przecież on ma dzisiaj przyjechać! A co jeśli odwiedzi mnie w szpitalu?! Moje rozmyślenia przerwał dźwięk oznaczający, że ktoś wchodzi do sali. Lekko wystraszone spojrzałam w stronę drzwi. Na szczęście do pokoju nie wszedł ktoś z mojej rodziny lecz lekarz.
- O widzę, że już się obudziłaś - uśmiechnął się - I jak się czujesz?
- Już lepiej - odwzajemniłam uśmiech
- To dobrze. Za chwilę zabierzemy cię na badania. Jeśli wszystko będzie w porządku będziesz mogła wyjść już dzisiaj - pokiwałam głową, a doktor wyszedł
Po jakiś dziesięciu minutach przyszły pielęgniarki oznajmiając, że czas na badania. Po zakończeniu badań kazano mi iść do mojej sali i czekać na wyniki. Posłusznie wykonałam rozkaz i ruszyłam w stronę pokoju szpitalnego. Przed moją salą nikogo na szczęście nie było. Ufff... A może nie wpadną do mnie w odwiedziny. Wtedy udałoby mi się uniknąć spotkania z moim bratem, o którym, tak naprawdę, nic nie wiem. Wiem tylko, że ma na imię Dylan i, że jest o rok starszy ode mnie, czyli ma osiemnaście lat. Ale to, że możliwe, że dzisiaj nie przyjdą niczego nie zmieni, bo w końcu będę musiała spotkać się z Dylanem. Z resztą jest jeszcze wczesna godzina, siódma osiemnaście. Mają jeszcze cały dzień na odwiedziny. No kurczę, boję się tych odwiedzin jak cholera, ale z drugiej strony chciałabym się dowiedzieć co się stało kiedy byłam nie przytomna i kto mnie znalazł. Mam podejrzenia, że Alexy zaprowadził moją ciocię na jeziorko i tam mnie znaleźli, albo to sam Alexy mnie znalazł. A może ktoś inny też wiedział o tym jeziorku w środku lasu? W końcu Alexy mógł komuś powiedzieć, chociaż to miejsce to miała być nasza i tylko nasza tajemnica, ale teraz miałam gdzieś to, czy mój przyjaciel powiedział komuś o naszym miejscu, czy też nie. Przypomniało mi się jak znaleźliśmy to magiczne i piękne miejsce w lesie. Były moje siedemnaste urodziny, ale było jeszcze bardzo wcześnie, szósta. Sama dziwiłam się dlaczego tak z samego rana wstałam. Siedziałam na moim łóżku i rozmyślałam o mojej imprezie urodzinowej, która miała odbyć się tamtego dnia. W pewnym momencie zadzwoniła moja komórka. Odebrałam ją i okazało się, że to mój przyjaciel - Alexy. Przywitał się i zapytał czy mnie nie obudził. Wtedy odpowiedziałam, że nie, a on powiedział, że w takim razie wybierzemy się na poranny spacer. Kiedy spotkaliśmy się w parku Alexy podarował mi piękną bransoletkę z moim imieniem jako prezent na urodziny, - spojrzałam na moją rękę, nadal miałam ją na na sobie - a później poszliśmy w stronę małego lasku. Kiedy natknęliśmy na jeziorko postanowiliśmy zjeść tam śniadanie, które Alexy przyniósł ze sobą. Spędziliśmy tam cały ranek. Było naprawdę wspaniale...
Leżałam na łóżku już jakieś piętnaście minut, nic nie robiąc. Strasznie mi się nudziło, ale pewnie o tak wczesnej porze nikt mnie na razie nie nie odwiedzi. Nagle do sali wszedł mężczyzna w białym kitlu. Był lekarzem, który się mną opiekował.
- Panno Thomas, wyniki wskazują na to, że może pani wyjść już dzisiaj, lecz powinna pani zostać jeszcze kilka godzin gdyby jednak pani zdrowie się pogorszyło - oznajmił mężczyzna
- Dobrze, rozumiem - odpowiedziałam, a lekarz pokiwał z uśmiechem głową i wyszedł.
A teraz kolejne leżenie na łóżku i przebywanie całkiem sama. W szpitalu nie jestem (jak dowiedziałam się od lekarza) nawet dzień, a całą dzisiejszą noc byłam w śpiączce, a już mi się strasznie nudzi. Ja chcę już stąd wyjść! W pewnym momencie ktoś wszedł do sali. Modliłam się by to nie był żaden z moich przyjaciół ani nikt z rodziny, bo nie miałam ochoty ich oglądać. Niestety do mojej sali weszła moja ciocia Aghata, a za nią jakiś chłopak o brązowych włosach i czarnych oczach zupełnie tak jak ja, był dość wysoki, a pod okiem miał fioletową śliwę. O nie, to pewnie mój brat. Kompletnie nie wiem co mówić i jak się zachowywać. Byłam cała zestresowana i dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że moje siostry przyszły z ciocią i z jak mniemam z Dylanem. Laura podbiegła do mojego łóżka szpitalnego, a potem na nie wskoczyła i przytuliła mnie mocno. Uśmiechnęłam się do siebie. Connie stała z założonymi rękoma i niezbyt zadowoloną miną. Pewnie wcale nie chciała przychodzić do mnie w odwiedziny... Przecież co z tego, że prawie zamarzłam. Jedna siostra w tę czy we wte, co za różnica, prawda? Mała zołza, pomyślałam i ''ściągnęłam'' Laurę z siebie.
- Cześć Amelia. Jak się czujesz? - zapytała z troską ciocia siadając na moim tymczasowym łóżku
- Już lepiej. Lekarz powiedział, że jeszcze dzisiaj będę mogła się stąd wydostać - powiedziałam
- To dobrze. Tak jak mówiłam dzisiaj bardzo wcześnie rano przyjechał twój brat - oznajmiła ciocia Aghata - Amelia to Dylan, Dylan to Amelia - przedstawiła nas
- Miło mi cię poznać - powiedział, jak na moje oko, ze sztucznym uśmiechem
- Tak, mi ciebie też - odwzajemniłam sztuczny uśmiech. Zapanowała niezręczna cisza.
Ciocia i moje rodzeństwo siedzieli u mnie jakieś dwie godziny, a później ciocia zapytała się lekarza czy mogą mnie już zabrać do domu, zgodził się. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i razem z moją rodziną udałam się do samochodu. Ciocia usiadła za kierownicą, a pojazd ruszył w stronę domu.
__________________________________________________________________________________
Hejka! Rozdział jakiś taki krótki, ale nie miałam weny i bardzo żałuję, że nie udało mi się więcej napisać. Jak już wspominałam w poprzednim poście moi rodzice wrócili 26, ale musieliśmy jeszcze na jeden dzień zostać u babci, a 28 pojechaliśmy całą rodziną na zakupy, a po nich miałam strasznego lenia, dlatego rozdział dopiero dzisiaj. Oj, nie chcę mi się iść do szkoły...! Chociaż chyba jak wszystkim. Pozdrawiam!
Julka
Nie wiem kiedy się obudziłam. Przetarłam leniwie oczy, podniosłam się i usiadłam na białym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i wybrzuszyłam oczy ze zdziwienia. Byłam się w białym i bardzo jasnym pomieszczeniu. Znajdowało się w nim tylko kilka białych mebli. W końcu zrozumiałam, że znajduję się w sali szpitalnej. Ale jak to? Kto mnie znalazł? Przecież nikt nie wiedział o jeziorku w lesie, nikt oprócz Alexa... Miałam tak bardzo wiele pytań, ale w tej chwili nie mogłam nikomu ich zadać. Sięgnęłam po telefon, który leżał na małym, białym stoliku obok mojego łóżka. Była godzina szósta czterdzieści pięć. Westchnęłam cicho i z powrotem się położyłam na twardym materacu, rozmyślając o tym co się stało. Dlaczego ciocia nie powiedziała mi wcześniej, że mam brata to, może bym się tak nie zdenerwowała. O Boże! Przecież on ma dzisiaj przyjechać! A co jeśli odwiedzi mnie w szpitalu?! Moje rozmyślenia przerwał dźwięk oznaczający, że ktoś wchodzi do sali. Lekko wystraszone spojrzałam w stronę drzwi. Na szczęście do pokoju nie wszedł ktoś z mojej rodziny lecz lekarz.
- O widzę, że już się obudziłaś - uśmiechnął się - I jak się czujesz?
- Już lepiej - odwzajemniłam uśmiech
- To dobrze. Za chwilę zabierzemy cię na badania. Jeśli wszystko będzie w porządku będziesz mogła wyjść już dzisiaj - pokiwałam głową, a doktor wyszedł
Po jakiś dziesięciu minutach przyszły pielęgniarki oznajmiając, że czas na badania. Po zakończeniu badań kazano mi iść do mojej sali i czekać na wyniki. Posłusznie wykonałam rozkaz i ruszyłam w stronę pokoju szpitalnego. Przed moją salą nikogo na szczęście nie było. Ufff... A może nie wpadną do mnie w odwiedziny. Wtedy udałoby mi się uniknąć spotkania z moim bratem, o którym, tak naprawdę, nic nie wiem. Wiem tylko, że ma na imię Dylan i, że jest o rok starszy ode mnie, czyli ma osiemnaście lat. Ale to, że możliwe, że dzisiaj nie przyjdą niczego nie zmieni, bo w końcu będę musiała spotkać się z Dylanem. Z resztą jest jeszcze wczesna godzina, siódma osiemnaście. Mają jeszcze cały dzień na odwiedziny. No kurczę, boję się tych odwiedzin jak cholera, ale z drugiej strony chciałabym się dowiedzieć co się stało kiedy byłam nie przytomna i kto mnie znalazł. Mam podejrzenia, że Alexy zaprowadził moją ciocię na jeziorko i tam mnie znaleźli, albo to sam Alexy mnie znalazł. A może ktoś inny też wiedział o tym jeziorku w środku lasu? W końcu Alexy mógł komuś powiedzieć, chociaż to miejsce to miała być nasza i tylko nasza tajemnica, ale teraz miałam gdzieś to, czy mój przyjaciel powiedział komuś o naszym miejscu, czy też nie. Przypomniało mi się jak znaleźliśmy to magiczne i piękne miejsce w lesie. Były moje siedemnaste urodziny, ale było jeszcze bardzo wcześnie, szósta. Sama dziwiłam się dlaczego tak z samego rana wstałam. Siedziałam na moim łóżku i rozmyślałam o mojej imprezie urodzinowej, która miała odbyć się tamtego dnia. W pewnym momencie zadzwoniła moja komórka. Odebrałam ją i okazało się, że to mój przyjaciel - Alexy. Przywitał się i zapytał czy mnie nie obudził. Wtedy odpowiedziałam, że nie, a on powiedział, że w takim razie wybierzemy się na poranny spacer. Kiedy spotkaliśmy się w parku Alexy podarował mi piękną bransoletkę z moim imieniem jako prezent na urodziny, - spojrzałam na moją rękę, nadal miałam ją na na sobie - a później poszliśmy w stronę małego lasku. Kiedy natknęliśmy na jeziorko postanowiliśmy zjeść tam śniadanie, które Alexy przyniósł ze sobą. Spędziliśmy tam cały ranek. Było naprawdę wspaniale...
Leżałam na łóżku już jakieś piętnaście minut, nic nie robiąc. Strasznie mi się nudziło, ale pewnie o tak wczesnej porze nikt mnie na razie nie nie odwiedzi. Nagle do sali wszedł mężczyzna w białym kitlu. Był lekarzem, który się mną opiekował.
- Panno Thomas, wyniki wskazują na to, że może pani wyjść już dzisiaj, lecz powinna pani zostać jeszcze kilka godzin gdyby jednak pani zdrowie się pogorszyło - oznajmił mężczyzna
- Dobrze, rozumiem - odpowiedziałam, a lekarz pokiwał z uśmiechem głową i wyszedł.
A teraz kolejne leżenie na łóżku i przebywanie całkiem sama. W szpitalu nie jestem (jak dowiedziałam się od lekarza) nawet dzień, a całą dzisiejszą noc byłam w śpiączce, a już mi się strasznie nudzi. Ja chcę już stąd wyjść! W pewnym momencie ktoś wszedł do sali. Modliłam się by to nie był żaden z moich przyjaciół ani nikt z rodziny, bo nie miałam ochoty ich oglądać. Niestety do mojej sali weszła moja ciocia Aghata, a za nią jakiś chłopak o brązowych włosach i czarnych oczach zupełnie tak jak ja, był dość wysoki, a pod okiem miał fioletową śliwę. O nie, to pewnie mój brat. Kompletnie nie wiem co mówić i jak się zachowywać. Byłam cała zestresowana i dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że moje siostry przyszły z ciocią i z jak mniemam z Dylanem. Laura podbiegła do mojego łóżka szpitalnego, a potem na nie wskoczyła i przytuliła mnie mocno. Uśmiechnęłam się do siebie. Connie stała z założonymi rękoma i niezbyt zadowoloną miną. Pewnie wcale nie chciała przychodzić do mnie w odwiedziny... Przecież co z tego, że prawie zamarzłam. Jedna siostra w tę czy we wte, co za różnica, prawda? Mała zołza, pomyślałam i ''ściągnęłam'' Laurę z siebie.
- Cześć Amelia. Jak się czujesz? - zapytała z troską ciocia siadając na moim tymczasowym łóżku
- Już lepiej. Lekarz powiedział, że jeszcze dzisiaj będę mogła się stąd wydostać - powiedziałam
- To dobrze. Tak jak mówiłam dzisiaj bardzo wcześnie rano przyjechał twój brat - oznajmiła ciocia Aghata - Amelia to Dylan, Dylan to Amelia - przedstawiła nas
- Miło mi cię poznać - powiedział, jak na moje oko, ze sztucznym uśmiechem
- Tak, mi ciebie też - odwzajemniłam sztuczny uśmiech. Zapanowała niezręczna cisza.
Ciocia i moje rodzeństwo siedzieli u mnie jakieś dwie godziny, a później ciocia zapytała się lekarza czy mogą mnie już zabrać do domu, zgodził się. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i razem z moją rodziną udałam się do samochodu. Ciocia usiadła za kierownicą, a pojazd ruszył w stronę domu.
__________________________________________________________________________________
Hejka! Rozdział jakiś taki krótki, ale nie miałam weny i bardzo żałuję, że nie udało mi się więcej napisać. Jak już wspominałam w poprzednim poście moi rodzice wrócili 26, ale musieliśmy jeszcze na jeden dzień zostać u babci, a 28 pojechaliśmy całą rodziną na zakupy, a po nich miałam strasznego lenia, dlatego rozdział dopiero dzisiaj. Oj, nie chcę mi się iść do szkoły...! Chociaż chyba jak wszystkim. Pozdrawiam!
Julka
niedziela, 11 sierpnia 2013
Wyjazd...
Hej! Chciałam was poinformować, że do 26.08 nie będę dodawało rozdziałów. Dlaczego? Cóż... Odpowiedź jest łatwa. Jutro, a mianowicie 12.08 moi rodzice lecą na wyspy Hiszpańskie, a ja muszę na czas ich wakacji wyjechać do babci i nie mogę zabrać laptopa więc... Widzimy się za dwa tygodnie! Pa
Julka
PS. Możliwe, że dzisiaj uda mi się coś napisać, ale wątpię.
Julka
PS. Możliwe, że dzisiaj uda mi się coś napisać, ale wątpię.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)