wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 11

    Następnego dnia obudziłam  się o szóstej trzydzieści. Leniwie otworzyłam i przetarłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przeciągnęłam się i lekko przymykając powieki rozejrzałam się po pokoju. Postanowiłam w końcu wstać z łóżka i zacząć się szykować do szkoły. Tak z natury robię wszystko na ostatnią chwilę, więc byłam zmuszona szybko podbiec do szafy i wygrzebać z niej jakieś ciuchy. Jestem też niestety niezdecydowana i jak zawsze nie mogłam zdecydować w co się ubrać. W końcu postanowiłam założyć cienką, błękitną koszulę, bo było dość ciepło. Do tego założyłam czarną kamizelkę i czarne rurki. Po codziennych rytuałach, ubrana już wyszłam z łazienki i podreptałam na dół do kuchni. Przywitałam się z ciocią i z Dylanem, którzy właśnie rozmawiali popijając poranną kawę. Postanowiłam się do nich przyłączyć, ponieważ było jeszcze dość wcześnie, siódma, a do szkoły mam dzisiaj dopiero na dziewiątą. Podeszłam do czajnika z wodą i postawiłam wodę na gazie patrząc na ciocię i na Dylana i co chwilę przyłączając się do rozmowy z nimi. Po pewnym nieokreślonym czasie usłyszałam w końcu gwizd czajnika, zalałam sobie kawę i usiadłam do stołu. Stały na nim kanapki, ale jakoś nie miałam ochoty na śniadanie. Wiem, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, ale chyba jak nie chcę to nie muszę... Prawda?
    Gdzieś około siódmej trzydzieści razem z Dylanem postanowiliśmy wyjść z domu. Ubrałam moje czarne trampki, a kiedy już miałam przekroczyć próg mieszkania przypomniało mi się, że nie pożegnałam się z ciocią. Pobiegłam szybko do kuchni i dałam Aghacie całusa w policzek, przy okazji zgarniając z kosza na owoce jabłko. Wybiegłam przed dom, gdzie czekał na mnie Dylan. Mieliśmy już iść kiedy usłyszeliśmy krzyki:
    - Dylan! Amelia! Poczekajcie! - w tym samym momencie odwróciliśmy się. W drzwiach stały ciocia i Laura
    - Tak? - zapytałam podejrzliwie
    - Moglibyście odprowadzić Laurę do przedszkola, bo ja nie będę miała czasu za godzinę ją odwieźć, a wy przecież macie po drodze. Proszęęęę - jęczała ciotka
    - No właśnie. Plioseee - do tych jęków dołączyła się Laura
    - No dobrze - zgodziliśmy się, a ja podeszłam do Laury i wzięłam ją za rękę
    Całą drogę nie rozmawialiśmy, nawet ten wygadany mały potworek wolał wesoło kicać zamiast z nami pogadać. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało, mogłam chociaż w spokoju zjeść moje "socyste jabusko", jakby to powiedziała moja najmłodsza siostra. Dylan cały czas się rozglądał. Hmm... Nie dziwię mu się, bo przecież  pierwszy raz widzi tę okolicę. Najpewniej na jego miejscu też bym tak zareagowała...
   Przy okazji, że nikt się nie odzywał i mi nie przeszkadzał, mogłam spokojnie pomyśleć. Zastanawiałam się na tym, dlaczego to ja zawsze mam takie problemy, bo nie dość, że leżałam już w szpitalu, przetrwałam szok po odnalezieniu brata to do tego dochodzi jeszcze ta cała historia z Chrisem. A to przecież dopiero początek roku szkolnego! W sumie znając moje szczęście mogłam się spodziewać takich "niespodzianek" już pod koniec wakacji. Teraz jak by się tak zastanowić, to ciekawe czy podobne historie związane ze szkołą zdarzałyby mi się gdybym chodziła do innego liceum... W prawdzie nie zamieniłabym moich przyjaciół na nikogo innego, ale w innej szkole nie byłoby Chrisa, a cała ta historia związana z jego osobą nie zdarzyłaby się. A propos chłopaków to przecież w sobotę miałam wyjść gdzieś z Nathanem, ale to całe zamieszanie z Dylanem... No cóż, może kiedy indziej się z nim spotkam. Chociaż na razie nie chciałabym nigdzie wychodzić, najchętniej to zostałabym w domu przez co najmniej trzy dni, ale Aghata postanowiła, że mam nie opuszczać szkoły już na początku roku. Dziwne, bo jakoś to, że opuściłam dzień nauki po imprezie u Kastiela niezbyt ją przejęło. Z jednej strony się z nią zgadzam, nie chcę mieć dużo zaległości, ale z drugiej to wolałabym poleżeć jeszcze w łóżku.
    Nawet nie wiem kiedy, doszliśmy pod przedszkole, do którego chodzi Laura. Kazałam Dylanowi poczekać , a sama poszłam odprowadzić moją siostrę do jej wychowawczyni, która pożegnała się ze mną i zabrała ją do sali. Nie pierwszy raz byłam w przedszkolu Laurki i po tych wszystkich wizytach muszę powiedzieć, że ma całkiem miłą nauczycielkę. Ja pamiętam, że w przedszkolu uczyła mnie wredna kobieta... Wredna, ale tylko dla mnie. Uczepiła się mnie, a ja do domu wracałam zawsze zapłakana. Na samą myśl o tej babie uśmiechnęłam się. Gdybym wtedy była taka pyskata jak teraz pewnie wygarnęłabym jej to i owo. Jeżeli teraz spotkałabym ją to bym chyba jednak tak nie postąpiła, bo ta kobieta ma pewnie pięćdziesiątkę na karku. Niby młoda, niby nie, już sama nie wiem co myśleć, ale mimo wszystko jakiś szacunek musi być. Wychodząc z budynku potknęłam się o powietrze i prawie spadłam ze schodów, które prowadziły do głównego wejścia. Ach... Dlaczego to ja muszę być taką niezdarą? Gdybym policzyła ile drobnych wypadków przytrafiło mi się w ciągu ostatnich dwóch lat, to pewnie wychodziłyby tu dziesiątki, a może nawet setki takich sytuacji Nienawidzę mojego niby "szczęścia". Wracając do tematu, resztę podróży przebyłam bez zbędnych siniaków i zadrapań lub choćby  stracenia równowagi. Kiedy znalazłam się obok Dylana, razem ruszyliśmy w stronę liceum.
    Po około pięciu minutach staliśmy już przed bramą Słodkiego Amorisu.
    - I jak? Gotowy? - zapytałam Dylana oczekując pozytywnej odpowiedzi
    - Nie - odrzekł, a ja popatrzyłam na niego i podniosłam jedną brew
    - To może rączka? - wyciągnęłam dłoń w jego kierunku
    - A co ja jestem dzieckiem? - spytał - Ech... Widocznie tak - odpowiedział sam sobie, chwytając moją dłoń, na co ja zaśmiałam się cicho i pociągnęłam go na dziedziniec
    Szliśmy za rękę po placu przed szkołą i pomimo, że patrzyłam tylko przed siebie, czułam  na sobie wzrok innych uczniów, ale nie przejmowałam się tym jakoś szczególnie. W gruncie rzeczy to spodziewałam się tego, że ludzie będą się patrzeć, bo pewnie duża większość nich (jeżeli nie wszyscy) nie widziała w życiu na oczy Dylana, zupełnie jak ja jeszcze niedawno. Kiedy nareszcie wkroczyliśmy na korytarz szkolny, zaczęłam w milczeniu wypatrywać głównego gospodarza. Przez kilka minut wyciągałam głowę i patrzyłam w głąb korytarza, a Dylan dziwnie na mnie spoglądał. W końcu zobaczyłam jak Nat wchodzi do pokoju gospodarzy, więc wydarłam się na cały korytarz:
    - Natuś! Poczekaj! - Nataniel począł rozglądać się dookoła, aż wreszcie dostrzegł mnie... I Dylana oczywiście. Szybko podeszliśmy do niego.
     - Ech... Miałaś tak do mnie nie mówić... - zirytował się - ...Ameluś - teraz to on użył znienawidzonego przeze mnie przezwiska, a na dodatek zrobił to ze złośliwym uśmieszkiem
    - No dobrze, jesteśmy kwita - uśmiechnęłam się i pociągnęłam obu chłopaków do pomieszczenia, do którego właśnie wchodził główny gospodarz. Usiadł przy biórku, a ja stanełam po drugiej stronie i oparłam dłonie o mebel.
    - No Natuś... Bo mam taką sprawę... - nie dokończyłam, ponieważ blondyn mi przerwał
    - Dobrze, że już trochę przyzwyczaiłem się do tego twojego przezwiska - uśmiechnął się miło
    - To nie przezwisko tylko zdrobnienie twojego imienia. No proszę... Żebym to ja musiała poprawiać głównego gospodarza - uśmiechnęłam się złośliwie, a on popchną mnie lekko
    - Przecież jeśli chodzi o naukę to masz drugie miejsce w klasie. Zaraz po mnie oczywiście - wypiął dumnie pierś
    - Wracając do tematu. Mam tu kandydata na ucznia naszej szkoły - rzekłam pokazując na Dylana, który stał obok mnie i przysłuchiwał się naszej rozmowie
    - Jesteście rodziną? - spytał Nat po chwili milczenia
    - Tak, to mój brat - odpowiedziałam
    - Och, nie wiedziałem, że masz brata - oznajmił
    - Ja też nie, ale to nie pora na wyjaśnienia - nie chciałam zbytnio przedłużać tych zapisów
    - W każdym razie jestem Nataniel
    - Dylan - mój brat uścisnął rękę, którą Nat wyciągał w jego kierunku
    - To tak. Te papiery możesz wypełnić sam jeżeli jesteś pełnoletni. Do tego potrzebna będzie opłata za nauczanie i zdjęcie do legitymacji. Dokumenty musisz mieć na jutro, zajęcia zaczynasz od środy- wyjaśnił Nataniel wręczając Dylanowi potrzebne papiery - I to chyba będzie już wszystko.
    - Ok. Dzięki Nataniel! - powiedzieliśmy równo z Dylanem, a następnie popatrzyliśmy na siebie nawzajem i wybuchnęliśmy śmiechem
    - Nie ma sprawy - obdarzył nas uśmiechem
    - No to do pierwszej lekcji! - powiedziałam wychodząc z klasy
    - Tak, do zobaczenia! - odpowiedział entuzjastycznie Nataniel
    Wyszłam na korytarz, a za mną wyszedł brązowowłosy, zamykając drzwi. Do głowy przychodziła mi tylko jedna odpowiedź na pytanie: Co dalej robić? Zwiedzanie czas zacząć! Poinformowałam o moim pomyśle Dylana, który nie pokazywał jakichkolwiek emocji. Powiedział tylko zwykłe "No dobrze" i rozkazał mi prowadzić. Poszliśmy najpierw klasy A, ponieważ znajdowała się ona najbliżej pokoju gospodarzy. Wyjaśniłam mu, że to tutaj odbywają się prawie wszystkie moje zajęcia. Następnie zaprowadziłam go do klasy B, sali biologicznej, sali multimedialnej, biblioteki, stołówki, łazienek i innych podstawowych pomieszczeń, po drodze wyjajśniając mu gdzie co się znajduje. Kiedy oprowadziłam go po tamtym skrzydle wyszliśmy na dziedziniec, a ja ruszyłam w kierunku ogrodów.
    - Tu znajduje się klub ogrodników, ale jest to też świetne miejsce na odpoczynek podczas przerw - powiedziałam niczym przewodnik oprowadzający turystów i zachęcający ich by wykupowali różne luksusy. Poszłam w stronę sali gimnastycznej i obejrzałam się za siebie, aby sprawdzić czy mój braciszek idzie za mną. Może trudno w to uwierzyć, ale jeszcze nie do końca przekonałam się do faktu, że Dylan i ja jesteśmy rodziną. W każdym razie wyjaśniłam mu, że na sali znajdują się zebrania i różne inne rzeczy związane z klubem koszykówki.
    - Poza tymi dwoma klubami są jeszcze miejsca w klubie muzycznym, klubie plastycznym, klubie teatralnym, do którego w sumie należę ja, w klubie matematyczno-przyrodniczym i w klubie informatycznym - powiedziałam na zakończenie - Wydaje mi się, że już możesz iść chyba, że masz jakieś py... - przerwano mi
    - Och, cześć Amelia. Szukałam cię cały ranek. A kim jest twój nowy kolega? - zapytała Rozalia
    No i się zaczęło...


__________________________________________________________________________________
Cześć! Pewni większość z was wie, że wróciłam no i... W końcu dodałam jakiś rozdział. Chociaż to nie byle jaki rozdział, bo wydaje mi się, że to najdłuższy rozdział w historii moich rozdziałów! Można powiedzieć, że jestem z niego dumna. W każdym razie życzę wam miłego czytania.

                                                                                                                           Julka
   

4 komentarze:

  1. No w końcu! Rozdzialik fajny! choć myślałam, że Nat będzie w większym szoku no ale mam nadzieje że reszta znajomych go dozna xD. Czekam na następny rozdział~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń